Książka „wpadła” w moje ręce z sąsiedzkiej biblioteczki – czyli ktoś udostępnił ją innym. Popieram takie inicjatywy, sama kiedy mam książki, które nie zostają ze mną oddaję do lokalnej biblioteki. A biblioteczka sąsiedzka to super inicjatywa.

Audrey Hepburn kojarzę bardziej z nazwiska niż z jej ról filmowych. Oczywiście kojarzę ją ze „Śniadania u Tiffany’ego”. Kojarzę ją z nieprzeciętnej urody, niezaprzeczalnie jest ikoną mody i stylu.

Książka to zbiór wspomnień jej syna Luca Dotti, pełna rodzinnych fotografii, ale jest też zbiorem przepisów kulinarnych, bo Hepburn lubiła gotować. Bardzo ceniła też życie rodzinne, pomimo obowiązków aktorskich spędzała dużo czasu w domu, który był jej azylem, bezpieczną przystanią. Urodzona w 1929 roku zaznała wojennego koszmaru i głodu.

„W jej przeszłości jest też koszmar II wojny światowej i utrata wszystkiego, co miało znaczenie dla młodej dziewczyny. Straciła dom. Jej ojciec zniknął. Krewni zostali rozstrzelani lub deportowani. (…) Wśród zdjęć z tego okresu jest jedno, opatrzone prostym podpisem: „najedzona pierwszy raz od wojny”. (…) Moja matka przetrwała i od tamtej pory traktowała życie jako dar, którego nie wolno zmarnować. Ciężko pracowała, by odzyskać to, co straciła: dom, rodzinę i bezpieczeństwo zamknięte w ciepłej kuchni.”

Urzekły mnie słowa jej syna, który napisał w książce:

„Nie znałem Audrey Hepburn. Jako mały chłopiec, kiedy dziennikarze natarczywie mnie o nią wypytywali, odpowiadałem z rozdrażnieniem: „to pomyłka, jestem synem pani Dotti” Wybuchali wtedy śmiechem. Dla sześciolatka nie ma znaczenia, czy jego mama jest baletnicą, naukowcem, aktorką czy po prostu mamą.”

Audrey Hepburn robiła sama zakupy i sprawiało jej to przyjemność. Z przyjemnością także uprawiała ogródek twierdząc, że cokolwiek się stanie zawsze będą mieli co jeść.

„Przez całe życie tym, na co chciałam zarabiać, był własny dom. Marzyłam, żeby mieć dom na wsi, z ogrodem i drzewami owocowymi.”

Była też praktyczna:

„Kiedy byłem nastolatkiem, chciałem, żeby mama kupiła „jaguara swoich marzeń”. Nie było na to szans. „A psy? I gdzie położę zakupy?” – argumentowała, kończąc dyskusję.”

 

Dużym atutem książki są zawarte w niej przepisy i muszę przyznać, że niektóre z nich wypróbuję.