Najpierw obejrzałam serial biograficzny „Bodo”. Potem trafiłam na książkę Anny Mieszkowskiej.
Zawsze lubiłam czytać, słuchać o historiach, które wydarzyły się dawno, dawno temu.
Szanuję historię, zbieram pamiątki rodzinne i dbam o to, aby przekazywać dalej te historie życiem pisane. Dlatego książka „Bodo wśród gwiazd” znalazła się w moich książkowych inspiracjach. Myślałam, że będzie to tylko biografia wspaniałego przedwojennego aktora Eugeniusza Bodo. Jednak okazała się czymś więcej i czymś bardzo wartościowym.
To historia przedwojennego teatru i kabaretów!
Nigdy nie miałam okazji zdobyć takiej wiedzy. Zawsze interesował mnie polski film i aktorzy, już jako nastoletnia dziewczyna znałam dobrze nazwiska aktorów. Pamiętam, jak w szkole podstawowej rozmawiałam z moją koleżanką i nie wiedziała kim jest Roman Wilhelmi….
Sprzeciwiam się, kiedy ludzie powielają schematy i bez zastanowienia mówią: „Polskie filmy są do niczego”. Chyba oglądają nie to co ja. Ale muszę przyznać, że mam sentyment do starych filmów, nie tylko do tych typu „w starym kinie”, ale także tych z lat 50, 60, 70, 80-tych. Anna Mieszkowska bardzo ciekawie opisuje aktorów, twórców przedwojennych kabaretów, z niektórymi nawet rozmawiała osobiście.
I tak w książce czytałam o: tytułowym Eugeniuszu Bodo, Fryderyku Járosym, Hance Ordonównie, Stefci Górskiej, Zofii Terné, Marii Modzelewskiej, Konradzie Tomie, Zuli Pogorzelskiej, Feliksie Konarskim, Ninie Oleńskiej, Alfredzie Schűtzie, Renacie Bogdańskiej – Anders (żonie generała Andersa), Gwidonie Boruckim, Wojciechu Wojteckim, Wiktorze Budzyńskim, Stanisławie Ruszale i Lodzie Halama.
Każda z tych historii jest dla mnie fascynująca, bo jak wspomniałam uwielbiam czytać o okresie przedwojennym i wojennym, lubię oglądać stare zdjęcia (których w książce nie brakuje). Takie pamiątki mają dla mnie wielką wartość, bo mam szacunek do zdjęć.
Czasem myślę sobie, co zostanie po tych, którzy uwieczniają swoje życie na cyfrowych nośnikach?
Ja też po części jestem takim człowiekiem, ale dzieciństwo i młodość mam na papierze. Jeszcze teraz co ważniejsze dla mnie zdjęcie wywołuję, aby zostały dla potomnych. Pamiątki, o których pisze autorka, nie tylko zdjęcia, ale i wycinki z gazet, plakaty, bilety, tym bardziej są cenne, bo przeżyły zawirowania, jakimi była wojna. Wielki szacunek dla tych, którzy pilnie strzegli tego i nie pozwolili, aby zaginęły.
„Po kilkudziesięciu latach przechowywania cennych pamiątek podejmują niełatwe decyzje o ich oddaniu, aby służyły innym, młodym, którzy historię – nie zawsze prawdziwą – znają tylko z podręczników”.
Także mi na tym zależy i piszę o tej książce, aby stała się ona dla innych inspiracją i skarbnicą wiedzy o tym, co kiedyś się wydarzyło i było ważne.
Z książki dowiedziałam się o historii powstania pieśni „Czerwone maki na Monte Cassino”, którą słyszałam często w dzieciństwie, bo śpiewała ją moja babcia Helena.
Przyznam, że książkę Anny Mieszkowskiej chciałabym czytać w szkole jako lekturę, i na pewno przeczytałabym ją z zainteresowaniem. Przy tej okazji przypomina mi się anegdota z mojego życia: kiedy trafiłam do liceum byłam nastolatką, która słuchała dyskotekowej muzyki, nie miałam konkretnego gustu muzycznego. Pukałam się w czoło (zresztą jak reszta mojej klasy), kiedy nauczyciel z języka polskiego oznajmił, że będziemy chodzić do teatru i oglądać poniedziałkowy Teatr Telewizji.
Jak ja mu za to dziękuję!
Jeszcze w liceum wkręciłam się do tego stopnia, że sama chodziłam na spektakle i nawet na warsztaty teatralne. A przy okazji ukształtował mi się gust muzyczny i zaczęłam słuchać ambitnej muzyki, która jest wiecznie żywa, bo współczesna nie jest w stanie jej pobić.
Nie sądziłam, że książka kupiona przypadkowo (była dodatkiem do jakiejś gazety) z piękną okładką, wywrze na mnie tak mocne wrażenia i utwierdzi w przekonaniu, że należy dbać o historię.
„Teatr bawił i umilał czas, ale przede wszystkim utrwalał potrzebę kontaktu z polskim słowem, piosenką, kulturą. Narzucał poziom rozrywki”.
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Brak komentarzy