Wpis dostępny także w wersji audio.

 

– Babciu, opowiedz mi jakąś historię, ale taką, która zdarzyła się naprawdę – poprosiła Marianna kładąc głowę na kolanach Łucji.

Siedziały w ogrodzie na bujanej ławce, sierpniowe słońce jeszcze grzało i przebijało się przez gałęzie drzew, pomimo, że było już późne popołudnie.

– Taka, która zdarzyła się naprawdę… No dobrze  – uśmiechnęła się Łucja.

– To ja zamykam oczy – szepnęła Marianna i jak powiedziała tak zrobiła.

–  Przychodzi mi do głowy taka myśl – opowiem Ci jakich ludzi na swojej życiowej drodze spotkałam, chodzi o takie sytuacje, które utkwiły w mojej pamięci i dały mi do myślenia.

Zawsze lubiłam obserwować ludzi i ich zachowania,

potem analizowałam dlaczego postąpili tak a nie inaczej. Jako młoda osoba miałam bardzo radykalne poglądy i uważałam, że „ja bym tak nie zrobiła”. Teraz mnie to śmieszy, bo wiem, że potrzeba czasu, aby nabrać doświadczenia i nie oceniać ludzkiego zachowania. To jest tzw. mądrość życiowa. Zdarzało mi się ponarzekać lub po prostu stwierdzić, że inaczej się nie da, bo taki mam charakter. Wyniosłam to z domu, nikt nie uświadomił mi, że może być inaczej, że ode mnie zależy jakie będzie moje życie.

Spotkałam ludzi, którzy narzekali na swoich partnerów, twierdzili, że muszą sami wszystko robić. Często dotyczyło to kobiet, które odbierały mężczyznom możliwość decydowania w różnych kwestiach.

Ja uważam, że każdy ma swoją rolę w życiu.

I trzeba umieć to wypośrodkować, wówczas unikniemy sytuacji, że partner się „zatnie” i nie będzie miał ochoty czegoś zrobić. Ważne jest, aby patrzeć w tym samym kierunku i w kwestii funkcjonowania rodziny mieć takie same poglądy. Inaczej rodzą się konflikty, frustracje i niestety szanse na udany związek, taki który daje satysfakcję i radość, są nikłe.
Kiedyś wydawało mi się, że osoby, które mają dobrze płatną pracę i mogą pozwolić sobie na dużo więcej niż przeciętny człowiek, powinny być szczęśliwe. Przecież mają tyle fajnych rzeczy, mogą jeździć po świecie i spełniać swoje zachcianki, nie muszą liczyć każdego grosza.

Ale tak naprawdę to tylko materialne rzeczy, które dają radość na chwilę.

Byłam zdumiona, kiedy zobaczyłam, że ci ludzie zazwyczaj są nerwowi, sfrustrowani gonitwą za pieniądzem i często, aby przyznać się do tego, że ich to męczy, potrzebują alkoholu. Wówczas łatwiej im to wyrzucić z siebie. Dla mnie po prostu nie kochają, nie szanują siebie, a pustkę, która jest w nich zapełniają w postaci materialnych rzeczy. Smutne.
Pracując widziałam ludzi, którzy zastraszani utratą pracy, robili wszystko, co im przełożony kazał. Nie mogli spać po nocach, każdego ranka budzili się ze strachem, czy nie dostaną wypowiedzenia. Oczywiście notorycznie narzekali na tę sytuację, wmawiali sobie i innym, że zdają sobie z tego sprawę, ale nic nie robili, aby to zmienić. Takie historie kończyły się terapią u psychologa, nierzadko terapią farmakologiczną. A potem został wrak człowieka i te sytuacje rzutowały na relacje rodzinne, partnerskie.
Niektórzy ludzie uważają, że w pracy są niezastąpieni – „beze mnie firma by zginęła” – tak to sobie tłumaczą, bo również zapełniają pustkę, która mogła być spowodowana brakiem miłości i zainteresowania w dzieciństwie ze strony rodziców.
Każdy jest inny, ma w życiu inne priorytety i dobrze, bo świat byłby nudny, gdyby wszyscy byli tacy sami. Tylko trzeba dążyć do tego, żeby być szczęśliwym, robić to, co się kocha i zamiast narzekać, to powiedzieć:

„jestem dumny, z tego co robię i dobrze mi z tym”.

I to jest w porządku, ale skoro wiecznie narzekam, to chyba warto coś zmienić. Rozumiesz Marianno co mam na myśli?

Marianna otworzyła oczy i podniosła głowę z kolan Łucji:

– Chyba tak, ale wbrew pozorom nie jest łatwo docenić, to co się ma i nie ścigać się z innymi. Sama przyznaję, że czasem chcę mieć to co inni i im zazdroszczę…Chociaż kiedyś przeczytałam w książce, którą znalazłam w twojej biblioteczce, że:

„cieszę się z tego co mam zamiast martwić się o to, czego mi brakuje”.

– O właśnie i niech to będzie twoje motto. Bardzo dobrze, że umiesz wyłapać takie słowa. Jesteś już dojrzałą nastolatką, która potrafi pojąć o czym mówię. Oczywiście życie zweryfikuje wiele rzeczy, ale musisz mieć w sobie świadomość, że warto posłuchać serca i przede wszystkim nauczyć się kochać siebie. Czasem potrzeba czasu, aby to się ziściło, ale warto.

Doszłam do tego dosyć późno w swoim życiu, ale jestem przekonana, że nic nie dzieje się bez przyczyny.

Musiałam przejść przez kilka etapów w życiu, aby dojść do tego co mam.
Pamiętam, że jako młoda osoba marzyłam o tym, żeby być szczęśliwą, spełnioną osobą, która może przekazać tę mądrość dzieciom, no i jak widać wnukom. Nie chciałam być sfrustrowaną starszą panią narzekającą na wszystko dookoła. A co do zazdroszczenia innym – doceniam, że potrafisz się do tego przyznać. Spróbuj pomyśleć, co mogłabyś zrobić, aby też to mieć lub po prostu powiedz sobie, że nie można mieć w życiu wszystkiego. Czasem mniej znaczy lepiej.

– A mama lubiła słuchać twoich porad?

– Twoja mama słuchała tego od dziecka i na początku się buntowała, ale potem z wiekiem doceniła nasze starania i zrozumiała, że to było dla jej dobra. Nie ukrywam, że trzeba było dużo czasu i nerwów poświęcić, aby to zrozumiała, ale to też było dla nas kolejne wyzwanie –  wychowanie dziecka.
Teraz jest mi łatwiej jak rozmawiam z tobą, bo relacje z dzieckiem są całkiem inne niż relacje z wnukami.

– Na szczęście nie jesteś sfrustrowaną starszą panią, ale po tym co mi opowiedziałaś to stwierdzam, że dziwny jest ten świat…

– Tak, nawet powstała kiedyś piosenka o takim tytule – Łucja spojrzała na słońce, które już zachodziło i poczuła chłód na rękach. – Idziemy do domu na kolację, dziadek na nas czeka.

– Lubię tu do was przyjeżdżać, ten dom w Bieszczadach ma w sobie tyle ciepła i spokoju. Zawsze będzie mi się kojarzył z zapachem pieczonego przez ciebie chleba – z rozrzewnieniem powiedziała Marianna.