Nie pamiętam kiedy tak szybko przeczytałam książkę ( w tym przypadku dwie części), choć czytam ich wiele, to kilka dni to naprawdę szybko. Zobaczyłam je u Oli – mojej instagramowej znajomej.
Co mnie zaciekawiło? Nie pamiętam dokładnie, ale kiedy przeczytałam opis z tyłu części pierwszej „Rok 1918…” to mi wystarczyło. Bo jestem wielbicielką tych czasów, początków XX wieku i tych lat wcześniejszych. Bo na samą myśl mam zawsze „motyle w brzuchu” i uczucie, jakbym tam kiedyś była. To trudne do nazwania, nie wszystko można nazwać, to po prostu czuję. Podobnie mam, kiedy jestem w wiejskich skansenach, czuję zapach chałup i mam przed oczami… siebie. Ech dużo by pisać.
Na okładce również jest napisane, że książkę „pokochają wielbiciele Olgi Tokarczuk, Radka Raka i Neila Gaimana.” Z tych trzech znam tylko twórczość Olgi Tokarczuk i to niecałą. Więc ta informacja nie miała dla mnie znaczenia.
Bardziej zaciekawiły mnie słowa, że to „oda do świata, którego już nie ma. Albo którego nie potrafimy zobaczyć” No i gdzieś natknęłam się na stwierdzenie realizm magiczny i zapętlaniu się zdarzeń. A to jest mi też bliskie, bo o tym pięknie pisze Magdalena Ojrzyńska w swojej „Pętli”.
Książki Agnieszki Kuchmister pochłonęły mnie całkowicie, wtopiłam się w ten świat już od pierwszych stron i wiedziałam, że z każdą przeczytaną stroną będę zbliżać się do końca, do którego nie chciałam dotrzeć. Ale cóż zrobić. Przeczytałabym na pewno je szybciej, ale świadomie dawkowałam sobie te wrażenia.
To historia rodziny, pokoleniowa. Podobnie jak w ulubionej przeze mnie sadze Ałbeny Grabowskiej „Stulecie Winnych”, gdzie historia rodziny zaczyna się w roku 1914.
W pierwszej części poznajemy Florentynę, wiejską dziewczynkę, która zastanawia się po co przyszła na ten świat i która kocha kwiaty – rozumie je. Jest inna niż większość, czuje więcej, widzi więcej. Druga część poświęcona jest życiu Nadziei – jednej z córek Florentyny – która rozumie i czuje zwierzęta, przyszła na ten świat z tym darem i cierpi, kiedy widzi krzywdę zwierząt.
Życie bohaterów to życie w zgodzie z naturą, z porami roku, oplecione zapachami lasu, kwiatów polnych, które niosą ukojenie jak i strach. Bo las ma swoje tajemnice i ludzie mają swoje. Ludziom zdarza się zapomnieć lub umieścić gdzieś głęboko tajemnice, a las pamięta i zawsze ma to w sobie. W tamtych czasach ludzie bardziej zwracali uwagę na różne znaki od natury, może były to tylko zabobony, a może nie?
Życie toczyło się zupełnie inaczej aż do momentu kiedy „świat przyspieszył, nawet w najbiedniejszych domach pojawiła się elektryczność, a za nią radia, pralki, telewizory. Ludzie zwrócili twarze ku małym, szarym ekranom i zaczęli zapominać o świecie, który otaczał ich do tej pory. A wiadomo, że jeżeli o czymś się zapomina, to przestaje to istnieć.”
Odczuwam to bardzo mocno, bo pamiętam jeszcze czasy, kiedy jako mała dziewczynka jeździłam do rodziny na wieś, piłam mleko prosto od krowy, pomagałam przy żniwach, biegałam po stodołach i czułam się szczęśliwa. Jadłam jabłka prosto z drzew, siadałam za stodołą, patrzyłam na pola i wiatr rozwiewał mi włosy. Nie przeszkadzał mi wiejski zapach dochodzący z obory, to było częścią mnie. Urodziłam się w mieście, większą część życia spędziłam w mieście, ale zawsze tęskniłam za wiejskimi klimatami.
W mojej małej głowie też było wiele pytań, nie miałam ich komu zadawać, teraz sama znajduję na nie odpowiedzi. Teraz, kiedy żyję w zgodzie ze sobą i słucham swego serca, wiem po co przyszłam na ten świat i wiem, że kiedyś żyłam na wsi, w drewnianej chałupie się krzątałam.
„Czy istnieje inny rodzaj życia, zastanawiała się, taki, do którego nie potrzeba pompować krwi do żył, tłoczyć powietrza w płuca? Może to, czym jest życie dla nas, nie jest życiem dla innego rodzaju istot. Może istnieje życie, które definiuje się poprzez stałość, nieruchomość tkanki. Takiemu życiu my musielibyśmy wydawać się martwi.”
Podobnie jak Nadzieja, także cierpię, kiedy cierpią zwierzęta i nigdy nie zrozumiem, dlaczego ludzie wyrządzają im krzywdę.
Opowieść Agnieszki Kuchmister to nie tylko te dwie tytułowe postaci. To wiele innych, gdzie każda ma swoje miejsce i jest ważna. To ludzie zamyśleni w sobie, których trapią myśli o Wszechświecie – to Siemił – mąż Florentyny i ojciec Nadziei. Myśli o tym, czego umysł nie może pojąć, spać mu nie daje. Wie, że oprócz nas jest coś jeszcze. To wiedźmy, które nie zawsze dobrze wykorzystują swoją moc – potrafią się zemścić i zesłać klątwę. To prości ludzie, którzy znają swoje miejsce na ziemi i cieszą się z tego, co mają, nie pragną więcej i więcej.
To przede wszystkim opowieść o przemijaniu, o tym co nieuchronne. O narodzinach, o śmierci. Ostatnią stronę drugiej części czytałam ze łzami w oczach, bo mam w sobie od zawsze tę świadomość przemijania i z każdym rokiem odczuwam ją coraz bardziej.
Niby wiem, że taka kolej rzeczy, że nic nie trwa wiecznie.
I sama nie wiem skąd te łzy się wzięły – czy właśnie z tej świadomości czy z tego, że w dniu, kiedy kończyłam czytać dowiedziałam się o śmierci Babci mojego męża i jeszcze bardziej odczułam przemijanie…
„Wszechświat jest nieskończony, co oznacza, że cokolwiek się w nim znajduje, też jest nieskończone. Co więcej, we Wszechświecie nic nie ginie, nie umiera tak naprawdę, tylko zmienia formę. Wszystko jest energią i wibracją i nie ma niczego innego, tylko nasze postrzeganie rzeczy jest ułomne. Nawet materia to energia, a energia zmienia formę cały czas. Dlatego nie należy bać się tego, co się kończy, bo każdy koniec to początek czegoś nowego. Coś, co znamy w jednej formie, postaci, może się przeistoczyć w coś zupełnie innego. Atomy, z których jesteśmy zbudowani, kiedyś mogą być częścią innego człowieka, a nawet zwierzęcia, drzewa, kamienia… Wokół nas i w nas jest odwieczne trwanie. Nie kończymy się.”
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Brak komentarzy