historia_pszczol_maja_lunde

 

Dzięki Karolinie Baszak usłyszałam o tej książce. Zaciekawił mnie temat pszczół, od jakiegoś czasu często słyszę, że pszczoły mogą wyginąć. Co najgorsze to człowiek się do tego przyczynia poprzez stosowanie pestycydów, środków ochrony roślin i ogólnie chemii stosowanej przy uprawach. Książka opisuje historię trzech rodzin:

„Hertfordshire, 1852. William, przyrodnik, właśnie wpadł na genialny pomysł, jak zrewolucjonizować konstrukcję ula. Nie wie jednak, że równolegle nad tym samym projektem pracuje inny wynalazca…

 

Autumn Hill, 2007. Prowadzący rodzinną hodowlę pszczół George ma nadzieję, że jego syn Tom przejmie po nim interes. Dowiaduje się, że chłopak ma inne plany, a co więcej – w całych Stanach pszczoły zaczynają wymierać.

 

Syczuan, 2098. W pozbawionym pszczół świecie przyszłości Tao od rana do nocy pracuje nad zapylaniem kwiatów. Pragnie, by jej syn Wei-Wen, uniknął jej losu. Niespodziewanie jednak dziecko znika w tajemniczych okolicznościach, matka zaś wyrusza w podróż, by go odszukać.”

Pomimo, że tytuł jednoznacznie wskazuje na pszczoły, to

nie są one głównym bohaterem powieści Mai Lunde.

Są dyskretnie wplecione w losy rodzin z różnych stuleci. Dla mnie, osoby, która kocha lata XIX i XX wieku, najbardziej przypadła do gustu historia Williama i jego rodziny. Natomiast historia Tao wręcz mnie przeraziła, ponieważ ciężko wyobrazić sobie, że człowiek mógłby zastąpić pszczoły – naturę. Dla mnie świat, w którym będzie tylko cywilizacja zbudowana przez człowieka, nie ma wartości.

Nie podoba mi się ingerencja człowieka w przyrodę,

co niestety jest coraz bardziej widoczne. Bardzo realne w przyszłości jest życie w dystryktach, w których na każdym kroku jest kamera, kojarzy mi się to z kontrolą i niewolnictwem. Zresztą wszystko do tego zmierza – już jesteśmy kontrolowani potwierdzając na przykład lokalizację w telefonie czy komputerze. Doceniam fakt, że ludzkość się rozwija, nie stoi w miejscu i tworzy coś nowego, ale uważam, że człowiek przekracza granicę, chociażby dlatego, że eliminuje przyrodę.
Dla mnie świat obetonowany, bez zieleni i śpiewu ptaków jest po prostu bezduszny.
Ale czego się nie robi dla pieniędzy…
Usłyszałam kiedyś, że w Afryce dochodzi do masowych wysiedleń plemion, po to, by zakładać uprawy ryżu na skalę przemysłową. Likwiduje się lasy, sawanny, ludzie tam żyjący tracą pokarm i lekarstwa pozyskiwane z natury. Podobnie jest z pszczołami, niektórym ludziom wydaje się, że poradzą sobie zakładając kolejną niewolniczą fabrykę, w której ludzie będą zapylać kwiaty. A może nie tędy droga?

 

„Gdyby wszystkie owady zniknęły z Ziemi, to wszystkie pozostałe formy życia zginęłyby w ciągu 50 lat. Gdyby wszyscy ludzie zniknęli z Ziemi, w ciągu 50 lat wszystkie inne formy życia rozkwitłyby.”

Jonas Salk

Książka ukazuje także miłość człowieka do pszczół, pasję, która jest pielęgnowana przez pokolenia. Mam przed oczami mojego wujka ze wsi, który także ma pszczoły, odziedziczył je po ojcu i z wielką troską o nie dba. Miód od niego to czyste zdrowie, bo w słoiku zamknięta jest miłość i natura.

 

„Z zamkniętymi oczyma zdjąłem pokrywę. Potem otworzyłem ul. Powitał mnie tym samym co zawsze szumem, brzęczeniem. (…) W dole pszczoły latają w kółko. Niektóre tańczą. Mignęła mi królowa, turkusowa kropka na grzbiecie. Widziałem młode. Widziałem czysty, złocisty miód. Pszczoły pracują, żyją. Są tutaj. (…) Prowadziły tę zwyczajną, codzienną walkę o potomstwo, o wystarczającą ilość pyłku, o miód.”