Leonora_Elena_Poniatowska

 

O tej wspaniałej surrealistycznej malarce dowiedziałam się z artykułu w gazecie. Zaciekawiła mnie jej historia i sięgnęłam po tę książkę.
I choć nie jest to biografia tylko, jak sama autorka określa, „jest raczej luźnym spojrzeniem na życie nieszablonowej artystki”, to zaliczyłam ją kategorii „Biografie” w moich książkowych inspiracjach.

Leonora Carrington już jako dziecko miała inną wrażliwość niż większość, różniła się od reszty rodzeństwa, była inteligentna i miała bogatą wyobraźnię. Pisała obiema rękami, a lewą ręką także od tyłu. Kochała konie, jeździła konno, utożsamiała się z tymi zwierzętami do tego stopnia, że mówiła, że jest klaczą. Była dociekliwym dzieckiem i choć ojciec był pod wrażeniem jej siły charakteru, to jednak nie mogli się porozumieć, z czasem wydziedziczył ją i nie utrzymywał z nią kontaktów. Ojciec nie był zadowolony z tego, że córka chce malować:

„Sztuce oddają się wyłącznie biedacy i homoseksualiści. Żadne z moich dzieci nie może okazać się takim kretynem, by uważać, że malowanie może się komuś na cokolwiek przydać.”

Jako niepokorna nastolatka była utrapieniem dla zakonnic, do których trafiła jako uczennica:

„Zakonnice patrzą na nią jak na dziwadło. (…) Według zakonnic Leonora jest nie tylko zbuntowana, lecz cierpi na jakieś zaburzenia umysłowe, nikt przecież nie pisze i nie rysuje obiema rękoma.”

 

Kiedy jej wielka miłość – malarz Max Ernst – trafił do obozu koncentracyjnego, ona doznała szoku i została wysłana na leczenie do zakładu dla psychicznie chorych.

Pobyt w tym miejscu zostawił w jej psychice ślad do końca życia.

Już do końca swych dni będzie wspominać, jak podawano jej kardiazol.
W Meksyku, w którym mieszkała do końca życia, poznała Fridę Kahlo i Diega Rivera, ale nie przypadli sobie do gustu:

„Leonora trzyma się z dala od Fridy Kahlo i jej warkoczy z kolorowymi wstążkami. Odstręcza ją hałaśliwy styl bycia Fridy i zwarte grono oklaskujących ją kobiet. „Chyba jedyna rzecz, która nas łączy, to papierosy, myśli.”

 

Leonora oprócz tego, że malowała obrazy pisała także opowiadania. Na każdym kroku widać jej wrażliwość, jej inność i zmaganie się z niezrozumieniem. No cóż często artyści jako ludzie inaczej postrzegający rzeczywistość nie mają łatwego życia. Zmagają się nie tylko z otaczającym światem, ale także ze sobą.

Ja lubię inność, oryginalność.

Lubię odkrywać ciekawe osobowości, o których nie słychać wszędzie.
Męczy mnie to, jak dana osoba jest „na topie” – wszyscy o niej mówią, wszyscy o niej piszą, jest w reklamie, telewizji, bo teraz jest na nią moda. Jednym słowem jest wszędzie. A jak coś (lub w tym przypadku ktoś) jest do wszystkiego to jest….
Tak, wiem, żeby zaistnieć trzeba się światu pokazać, ale nie można zatracić siebie. Wiem, że są intratne propozycje, które powodują, że łatwo się sprzedać. Doceniam ludzi, którzy potrafią odmówić, bo nie jest to zgodne z ich sumieniem. Czasem mniej znaczy lepiej.

Kiedyś usłyszałam świetne stwierdzenie:

„Ja nie chcę być na topie, chcę być dobra”

– podpisuję się pod tym obiema rękoma, a lewą ręką także od tyłu – jak Leonora Carrington.