Wpis dostępny także w wersji audio
Lipiec to miesiąc moich urodzin. Pamiętam jak w wieku około dwudziestu dwóch lat powiedziałam, że mogę umierać w wieku czterdziestu kilku lat 🙂
W tym roku kończę czterdzieści pięć 🙂 i nie zamierzam umierać.
Ech, młodość rządzi się swoimi prawami.
Wtedy taka czterdziestka to była dla mnie, brzydko ujmując, stara baba.
Pamiętam jak siedem lat temu, kiedy podjęłam decyzję o rezygnacji z pracy na etacie kolega z pracy na wieść o tym powiedział do mnie „co, dopadł cię kryzys wieku średniego?”
Ech te powielane schematy.
Pomysłów na lipcowy wpis miałam kilka. Po głowie różne mi chodziły. W końcu jednak pomyślałam, że będzie tak urodzinowo, tak trochę podsumowująco.
Ostatnio w mojej głowie dużo przemyśleń, dużo przewartościowań.
Przede wszystkim złapałam się na tym, że zbyt dużo jest mnie w internecie, a za mało w naturze.
Zaczęło mi to doskwierać, czułam się po prostu źle. Zmęczyło mnie przeglądanie obserwowanych kont na instagramie, bycie na bieżąco, bo kiedyś jakiś instagramowy doradca powiedział, że warto być na bieżąco, mieć kontakt z obserwującymi i zostawiać po sobie ślad w postaci komentarza.
Doradców różnej maści w internecie jest cała masa. Doradzą ci jaki ma być twój profil – kiedyś miał być spójny kolorystycznie, dziś już niekoniecznie.
Doradzą ci jak w tydzień naprawić związek (!) albo jak zbudować poczucie własnej wartości. Takie „kilka porad na…” nigdy do mnie nie trafiało. Nigdy tego nie czułam.
Jeśli chodzi o te spójności na profilu instagramowym nie stosowałam tego. Może dlatego mam tak mało cyferek?
Od początku robię to, co czuję, nie pod publikę. Nie piszę na siłę o czymś, co w danym momencie jest na fali. Nie chcę być sławna, chcę być autentyczna.
Ostatni czas pokazał mi jak ważne jest bycie dla siebie przyjacielem i ufanie sobie. Owszem, dobrze jest mieć wokół siebie wspierające, kochające osoby, ale ludzie przychodzą, odchodzą, zostają na dłużej, na krócej a ze sobą jesteśmy zawsze.
Dlatego ważne, aby nie uzależniać się od innych.
W ostatnim czasie było trochę złości, bezradności i trochę płaczu. Wszystko jest potrzebne. Jestem w ciągłym procesie, Wszechświat upomniał się o moje sprawy, które powinnam przepracować. A niektóre wydawało mi się, że mam przepracowane… No cóż, życie jak zawsze mnie zaskakuje i bardzo dobrze. Nie mogę osiadać na laurach.
Praktycznie każdego dnia cieszę się z decyzji podjętej w 2014 roku. Często piszę o intuicji i słuchaniu swojego serca. Zdaję sobie sprawę, że jestem w bardzo komfortowej sytuacji i nie każdy może doświadczać, jak to kiedyś usłyszałam, takiego luksusu.
Zgadzam się, są różne sytuacje, ale zawsze możemy dążyć do tego, aby nasze życie było jak najbliżej tego, czego pragnie nasze serce.
Uczę się obserwować to, co wokół mnie się dzieje bez brania w tym udziału. Uczę się patrzeć na wszystkie zdarzenia jak na wydarzenia z innego świata. Przenoszę swoją uwagę na siebie.
Wybrałam jednego przewodnika duchowego, nigdy nie miałam ich zbyt wielu, ale teraz dokonałam wyboru, że chcę jednego. Nie zarzekam się, być może kiedyś zmienię, bo przecież wciąż się rozwijam, ale na razie trzymam się jednej osoby i dobrze mi z tym.
Cieszę się i dziękuję za to, że jestem zdrowa i mam nadzieję, że ten stan pozostanie ze mną na długo.
Nie powielam już schematów, nie idę za tłumem, zrozumiałam już dawno, że jesteśmy „odpowiednio programowani”.
Dla niektórych jestem dziwakiem, dla innych jestem autentyczna.
A ja po kawałku odnajduję siebie.
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Brak komentarzy