Wpis dostępny także w wersji audio.

 

 

 

Fotografią zajmuję się już kilkanaście lat, co oczywiście wcale nie jest wyznacznikiem tego, że jestem w tym dobra. Były momenty, kiedy stanęłam w miejscu, przestałam robić zdjęcia, potem nadszedł moment, który trwa  – robię zdjęcia, uczę się nowych rzeczy, ciągle czegoś nowego próbuję.

Dziś chciałabym napisać o moich przemyśleniach między innymi na temat grup fotograficznych, które są tworzone  na Facebooku – mają zadanie zrzeszać społeczność fotografującą i – co w każdym regulaminie jest napisane – mają być wsparciem.

Ale czy tak jest?

Należę do czterech takich grup i czasem myślę, że o cztery za dużo 🙂 Nie jestem na nich po to, aby pokazywać swoje zdjęcia i wystawiać je na „konstruktywną ocenę, krytykę” (zbrzydło mi już bardzo to stwierdzenie). Nie potrzebuję tego.

Mam swoje umiejętności, swój styl, to co robię płynie z mojego serca i nie zamierzam się dostosowywać do „trendów”.

Więc po co tam jestem? Oglądam zdjęcia innych (bardzo rzadko komentując) i czytam różne porady, to się czasem przydaje. Natomiast nie mogę wyjść ze zdumienia, jak czytam komentarze. Oczywiście prawie każde zdjęcie, gdzieś jest nieostre. Fotografia cyfrowa dużo ma w sobie dobrego, ale niestety człowiek lubi popadać w skrajność i wyostrzanie zdjęć w programach do obróbki przechodzi wszelkie granice.
Nie mówię o zdjęciach, które ewidentnie są nieostre, ale kiedy widzę portret i wszystko wyraźnie na nim widzę, a co dla mnie najważniejsze widzę emocje na zdjęciu, a poniżej czytam „o tu ostrość uciekła ci troszkę na nos lub włos”, to… zaczynam mieć dreszcze.
Tak, tylko troszkę, ale uciekła… O matko! Dramat, do poprawki.

I w tym momencie muszę zacytować słowa wspaniałego fotografa, jednego z najwybitniejszych francuskich fotoreporterów:

„Nieustannie bawi mnie przekonanie, że niektórzy ludzie mają na temat techniki fotograficznej pojęcie, które objawia się w nienasyconym pragnieniu ostrości obrazów”

Henri Cartier Bresson

Mnie też to nieustannie bawi.

Tak jak napisałam wcześniej – zdjęcie dla mnie, podkreślam dla mnie, powinno być naturalne i pokazywać emocje. Co znaczy naturalne? I tu kolejny minus fotografii cyfrowej i obróbki – przesadne manipulowanie przy poprawianiu twarzy, nie będę już wspominać o liftingu i zmienianiu całej sylwetki, bo to jest żenujące. Ale skupię się na twarzy – widzę mnóstwo zdjęć, gdzie twarz jest bez skazy, wręcz plastikowa, woskowa. Nieprawdziwa.

Ja na takim obrobionym zdjęciu nie widzę nic, prócz sztucznej twarzy i zawsze mam w głowie myśl „chciałabym zobaczyć prawdziwą twarz tej osoby”.

I tu bardzo bliskie jest mi podejście nieżyjącego już fotografa Petera Lindbergha. Pozwolę sobie zacytować fragment artykułu z www.vogue.pl Pełny tekst https://www.vogue.pl/a/peter-lindbergh-bez-retuszu

„– Photoshop to oszustwo – mówił Peter Lindbergh.
Fotografa jeszcze bardziej irytowały selfie, które ze spontanicznych autoportretów szybko zmieniły się w wystudiowane sesje z użyciem zmieniających wygląd filtrów. Jak sam przyznawał, rezygnacja z retuszu była dla niego aktem nie tylko estetycznym, ale też etycznym. Podpisywał tylko takie umowy, w których magazyny i marki zobowiązywały się do publikacji zdjęć bez obróbki w programie graficznym.
– Zdjęcia tylko wtedy mają szanse stać się ponadczasowymi, jeśli na nich nie kłamiesz. Zadaniem fotografa jest uchwycenie ducha czasów – twierdził Lindbergh.
Zasadą prawdy kierować się mieli ludzie po obu stronach obiektywu. On jako fotograf obiecywał, że pokaże bohaterów fotografii od najpiękniejszej, choć nieupiększonej strony, a oni dzięki temu mogli wybrać się w drogę do samopoznania. Lindbergh uważał, że na jego portretach widać, kto jest świadomy siebie, a kto ma coś do ukrycia, kto kocha siebie, a kto jeszcze wciąż nie może siebie zaakceptować, kto jest piękny, a więc pewny siebie, a kto ma kompleksy. (…)
Wymagał więc najgłębszego spojrzenia w siebie także od tych, którzy przed nim stawali. Nie godził się na to, żeby bohaterowie jego zdjęć byli nieprawdziwi. Musieli wyglądać tak jak w rzeczywistości. (…)
– Piękno to bycie sobą. To moja definicja, może i banalna, ale prawdziwa.”

 

I tym ja kieruję się przy robieniu zdjęć ludziom i…muszę przyznać, że to się podoba i już wiele razy od różnych ludzi usłyszałam:

„na twoich zdjęciach widać prawdę i emocje”.

Jeśli ktoś oczekuje, że na zdjęciu będzie miał nieskazitelną, gładką twarz i dziesięć kilogramów mniej, musi udać się do kogoś innego. U mnie tego nie dostanie… bo moje motto brzmi „Z miłości do natury”.
Koniec, kropka.

Wierzę, że można się zatracić w możliwościach programów graficznych, tylko po co?
I po co innym pokazywać, że tylko wyostrzone, obrobione zdjęcie jest dobre i wartościowe?
Spójrzcie na zdjęcia analogowe – czy tam jest „wyostrzona ostrość”?
A przecież lubimy te zdjęcia, zachwycamy się nimi, bo dostrzegamy na nich prawdę, emocje.

Wracając do społeczności na grupach fotograficznych.

Warto wiedzieć, że nie ma i nie będzie takiego zdjęcia, które spodoba się WSZYSTKIM.

Dlatego uważam, że wystawianie zdjęć na opinię kilkuset albo więcej osób jest bez sensu, bo każdy się do czegoś przyczepi. Jeśli chcemy porady, to wybierzmy sobie jedną, konkretną osobę, która uczy fotografii – ma wiedzę techniczną (która może nie jest najważniejsza, ale się przydaje) i z nią korygujmy nasze poczynania.
Jestem zdania, że dobrze jest oglądać różne zdjęcia, ale nie naśladować. Z czasem kiedy zaczynamy dużo pstrykać, nabieramy swojego stylu i nie potrzebujemy pokazywać się i czekać na ocenę na grupie na FB. Bo najwspanialszy feedback dostajemy od…osoby, którą fotografujemy. Już nie wspomnę, że bardzo często na takich grupach, pomimo, że są one czasem amatorskie, pokazują się osoby, które zajmują się fotografią zawodowo i naprawdę robią świetne zdjęcia. Po co? Odpowiedzcie sobie sami 🙂
No i każdy jest ekspertem, jeden lepszy od drugiego.  

Dlatego ja tylko sobie oglądam te zdjęcia i czasem czytam komentarze, bo lubię obserwować wszystko dookoła mnie, a szczególnie zachowania ludzi.

Osobiście odradzam wstępowanie (w celu oceny zdjęć) do takich grup ludziom, którzy zaczynają przygodę z fotografią, a szczególnie młodym ludziom, bo wiem, że może się to skończyć źle – załamaniem i rzuceniem aparatu w kąt.
Często widzę też takie myślenie: jeśli kupię sobie drogi sprzęt to zdjęcia same się zrobią. Nie, to tak nie działa.

Jest takie powiedzenie „sprzętu kupa a fotograf d..a”.

Czasem ktoś mnie pyta, jaki mam aparat i widzę, że myśli to, co napisałam wyżej, bo chce robić takie zdjęcia jak ja.
Kiedyś przy jakimś moim zdjęciu, jak odpowiedziałam jakim aparatem je zrobiłam, zobaczyłam wielkie zdziwienie… bo nie był to jakiś wypasiony sprzęt.

A już zawsze uśmiecham się i mam jedną odpowiedź na pytanie „co trzeba zrobić, żeby robić takie ładne zdjęcia?”
PSTRYKAĆ, PSTRYKAĆ, PSTRYKAĆ i robić to z pasji.