Historię Jerzego Górskiego poznałam, kiedy na ekrany wszedł film „Najlepszy” w reżyserii Łukasza Palkowskiego. Dopiero później dowiedziałam się o książce. Cóż mogę napisać…

Niesamowita historia i inspiracja.

To, czego dokonał Jerzy Górski zasługuje na szacunek i podziw. Owszem, na początku swojej drogi życiowej zbłądził. I to bardzo. Podziwiam jego upór i samozaparcie. I tym razem się powtórzę – nie ma przypadków, wszystko jest po coś. On miał żyć – jego koledzy odchodzili z tego świata, narkotyki ich zabiły.

Każde słowo napisane w tej książce jest świadectwem na to, że można się podnieść z największej tragedii. Dla mnie, osoby, która nigdy nie była uzależniona, takie fakty jak: sto papierosów dziennie, heroina i alkohol, to po prostu w głowie się nie mieszczą. Do tego jeszcze doszły pobyty w więzieniu. Potem długa droga do zdrowienia, aż w końcu mistrzostwo świata Double Ironman w USA.
Same te zawody to są dla mnie czymś niewyobrażalnym –

8 kilometrów pływania, 360 kilometrów jazdy rowerem, 84 kilometry biegu…

Jak oglądałam film myślałam „kto to w ogóle wymyślił, przecież to nie jest dla ludzi”.

Na pewno dzieciństwo i młodość przyczyniła się do uzależnienia. Jerzy Górski zawsze kochał sport, jego ojciec tego nie pochwalał, wręcz wyśmiewał. Jednak to ziarenko, czyli umiłowanie do sportu, było w nim, przez kilka lat zagłuszone przez alkohol i narkotyki w końcu wykiełkowało.

Porównuję to do swojej sytuacji (nie tak dramatycznej), kiedy też było we mnie ziarenko zagłuszone przez inne sprawy i które w końcu wykiełkowało i dalej się rozwija – zmieniłam swoje życie, na takie, którego pragnęłam.
Ale też musiałam przejść długą drogę (może nie tak krętą), aby mieć to, co mam teraz. Czasem słyszę, że mam dobrze, bo mogłam sobie pozwolić na takie życie. Nie spadło mi to z nieba, na wszystko zapracowałam sama, a to, że spotkałam na swojej ludzi, którzy się do tego przyczynili to też moja zasługa.

Zmieniłam swoje podejście, w końcu usłyszałam co do mnie mówią i moja energia zaczęła przyciągać wartościowych ludzi. Warto walczyć, warto być cierpliwym, warto mieć cel w życiu i pasję.

 

„Wiem jedno – siła jest wtedy, kiedy ma się swoją pasję i ciągle robi coś fantastycznego, swojego, własnego i można się tym podzielić z innymi”.

 

 

Wracając do stwierdzenia, że wszystko jest po coś, warto wspomnieć, że Jerzy Górski będąc w więzieniu usłyszał audycję, w której przemawiał Marek Kotański założyciel „Monaru”. I chyba wtedy poruszyło się to ziarenko, które zaczęło naprowadzać go na właściwy tor.

Kiedy zaczął się zmieniać poznał ludzi, którzy pomogli mu w osiąganiu coraz to nowych celów. Zaczął emanować inną energię, która przyciągnęła właściwe osoby.

 

„Gdybym nie spotkał na swojej drodze jednego z najlepszych maratończyków świata, który zaufał mi i zdecydował się pomóc, moje losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Ta sytuacja pokazała mi również, że zawsze trzeba podążać za swoimi marzeniami, nie bać się podejmować ryzykownych decyzji ani tych, które mogą narazić nas na śmieszność.”

 

 

Każdy, kto uprawia jakiś sport (dla przyjemności bądź zawodowo) wie, z jakimi trudnościami i wyrzeczeniami musi się zmierzyć. Są dni, kiedy umysł wmawia nam, że nie warto tak się męczyć, że lepiej odpocząć.

Jeśli wierzysz mocno w to, co robisz i kochasz to, nie będziesz słuchać tego, co jest w Twojej głowie. Pasja jest w sercu.

Ja przez kilka jeździłam konno, było to moje marzenie z dzieciństwa i za każdym razem jak wsiadałam na konia czułam lekkie napięcie, ale szłam do przodu i nawet, kiedy zdarzył mi się upadek, wstawałam i próbowałam dalej.
Więcej o mojej konnej pasji napisałam tutaj https://swojczas.pl/kon-jaki-jest-nie-kazdy-widzi/ 

Sprawdziłam w taki sposób swój charakter, nie poddawałam się, nie słuchałam tego, co podpowiadało mi ego.
Wiedziałam, że jak czegoś nie zrobię, potem będę żałować.

 

„Każdy, kto marzy o pokonaniu Ironmana, musi zaakceptować ból, zaprzyjaźnić się z nim i zrozumieć, że wcześniej czy później przyjdzie moment, w którym mięśnie będą się z nami kłocić, buntować się, wmawiać nam, że czegoś nie mogą zrobić, bo są za słabe. Nie wolno tego słuchać. To nie armia rozkazuje wodzowi, ale wódz rozkazuje armii.”