Wpis dostępny także w wersji audio

 

Jakkolwiek to zabrzmi: „nie piję alkoholu od siedmiu lat”.
Nigdy nie byłam uzależniona, nie nadużywałam tego, ale lubiłam wypić „przy okazji”, niektóre rodzaje alkoholu mi po prostu smakowały. Nigdy nie piłam po to, aby szybciej zasnąć czy żeby zagłuszyć stres. W takich sytuacjach nie ciągnęło mnie do alkoholu.
Ale był czas w młodości, kiedy alkohol na imprezach dodawał mi pewności siebie – ja ta nieśmiała, która rzadko pierwsza zagadała do kogoś w ten sposób dodawałam sobie odwagi.

Na szczęście podchodziłam do tego z umiarem i nigdy nie doszłam do granicy, bo jak wiemy (mam nadzieję, że większość wie), że ta granica jest bardzo cienka i łatwo ją przekroczyć.

Wychowywałam się w domu, w którym alkohol pojawiał się tylko na imprezach i nie było z tego powodu problemów. Ale od zawsze, od małego bałam się osób pod wpływem alkoholu. W jednym z moich wpisów wspominałam o tym:

„Bałam się przebywać w towarzystwie, w którym piło się sporo alkoholu, brało narkotyki. Odnośnie nadużywania alkoholu i pijanych osób – od dziecka bałam się panicznie takich ludzi, w moim rodzinnym domu nikt nie nadużywał alkoholu i moi rodzice zawsze się dziwili skąd u mnie ten lęk. Pamiętam taką sytuację z mojego życia – miałam może osiem lat, szłam chodnikiem za rękę z moim tatą, nagle naprzeciwko nas pojawił się pijany mężczyzna. Puściłam rękę taty i szybko sama przebiegłam na drugą stronę ulicy. Mój tato nie wiedział co się dzieje.
Ten lęk, choć już mniejszy, został we mnie. Kiedy widzę pijaną osobę potrafię wysiąść z autobusu albo omijać takiego człowieka szerokim łukiem.”

I tu nadal potwierdzam – lęk we mnie pozostał.
Każdego dnia dziękuję za to, że wspólnie z mężem stworzyliśmy dom, w którym nie ma strachu, awantur spowodowanych przez alkohol. Nie muszę „pilnować” mojego męża na imprezach, żeby nie wypił za dużo. Pilnuje się sam 😊
Niestety widziałam sporo sytuacji, w których z powodu alkoholu rozpadły się rodziny i stały się inne tragedie. Przeraża mnie to. Znałam ludzi, którzy przez alkohol się sponiewierali i stoczyli na dno. Brzydzę się tego.

Dlaczego zrezygnowałam z picia alkoholu i jak do tego doszło?

Tak po prostu, nie było konkretnego powodu, w pewnym momencie poczułam, że nie jest mi to potrzebne. Poczułam, że alkohol zamula, powoduje, że nie jestem sobą, nie jestem autentyczna nawet po jednym piwie czy jednym drinku. Wolałam mieć otwarty umysł, rano budzić się z radością a nie z kacem.
Od kilku lat 1 stycznia wsiadam z rana na rower i pełna radości tak świętuję nowy rok. Kiedyś tego dnia spałam po imprezie sylwestrowej do południa i cały dzień był taki nijaki. Pewnie jesteście ciekawi czy faktycznie przez te siedem lat nie wzięłam alkoholu do ust? Nie wzięłam. I nie mam na to ochoty. A przecież zdarza mi się pójść na spotkanie, gdzie jest alkohol, mój mąż też czasem wypije.
I nie mam tak, że się mocno pilnuję powtarzając „ nie będę pić, nie będę pić”, a w głębi bardzo bym chciała. Po prostu teraz alkohol dla mnie nie istnieje, bo moje przekonanie płynie z serca i decyzja została podjęta nie pod wpływem czynników zewnętrznych (bo taka moda, czy ktoś mi kazał). Owszem był to kolejny etap po tym, jak weszłam na drogę świadomego życia, ale nie zrobiłam tego, bo wyczytałam w książce swojego przewodnika duchowego, że on też tak zrobił. Akurat tak się złożyło, że najpierw podjęłam sama decyzję o niepiciu alkoholu, a potem czytałam, że inni w kolejnych etapach też tak zrobili.

Na początku niektórzy moi znajomi dziwili się i z uśmiechem mówili „Monia, a ty co wymyśliłaś?”. Teraz już wiedzą i nie komentują. Ale muszę przyznać, że w obcym towarzystwie czasem budzę zdumienie i zaciekawienie.
Kiedyś byłam na takim „babskim” spotkaniu, można rzec imprezie, był to czas, kiedy już nie piłam. Z tego towarzystwa tylko ja. Oczywiście dało się to zauważyć, że nie piję, bo toasty itd. Padały pytania na które odpowiadałam. Byłam tam takim trochę „dziwakiem”, bo to był też czas, kiedy zrezygnowałam z pracy na etacie, aby zajmować się domem i sobą. No i jeszcze to niepicie alkoholu 😊  Kobiety tam obecne patrzyły na mnie ze zdumieniem, chyba pierwszy raz na ich drodze stanął ktoś taki.

A że od zawsze jestem obserwatorem tego, co wokół mnie, to na tym spotkaniu również obserwowałam kobiety, z którymi siedziałam przy stole.

Właściwie wszystkie pracowały na wysokich stanowiskach w korporacji, były zadbane, modnie ubrane, na wiele mogły sobie pozwolić (w sensie materialnym), ale… wcale nie były szczęśliwe. Dawno temu miałam w sobie przekonanie, że jeśli ktoś dużo zarabia i bez wahania może wydać pieniądze, to jest szczęśliwy. Ale teraz wiem, że tak nie jest, bo wszystko zależy od tego jakim i czyim kosztem są te pieniądze zarabiane. Po tym co widziałam i usłyszałam na tym spotkaniu z przykrością stwierdzam, że ich kosztem…

To były tzw. kobiety sukcesu. Tylko pytanie czyjego sukcesu? 😉

Lubię obserwować ludzi, ich zachowania. Zawsze mnie to interesowało, ale nie po to, by oceniać. Przynajmniej teraz nie oceniam, staram się, bo to nie zawsze jest łatwe.
Kiedyś tak nie było, potrafiłam ocenić i przykleić komuś łatkę.
Rozumiem, że każdy jest na swoim etapie, ma swój czas. Nie uważam, że teraz wszyscy mają przestać pić alkohol, bo to jest złe.
To jest mój wybór. I dobrze mi z tym.

Jest to dla mnie wyznacznik spokoju – w spokoju odnajduję szczęście. Niepicie alkoholu to dla mnie także wolność i autentyczność.

Nie ma wolności bez autentyczności.