Czasem tak myślę, że jednak Facebook na coś się przydaje, bo właśnie to tam zobaczyłam zdjęcie dziewczynki z kotkiem i napis mówiący o przyjaźni kotki i dziewczynki z autyzmem. Zainteresowałam się i szukając czegoś więcej na jej temat natknęłam się na informację, że jest książka, którą napisała jej matka.

 

Kto może lepiej napisać o dziecku jak nie matka?

Nie mam bezpośredniego kontaktu z dzieckiem autystycznym, ale muszę przyznać, że ten temat mnie interesuje. Czuję, że są to dzieci bardzo wrażliwe i zdolne. Przypadek Iris doskonale to potwierdza. Przede wszystkim książka jest pełna uczuć rodziców, którzy czuli, że ich córka jest „inna”, ale diagnoza lekarzy trwała dość długo. Podziwiam matkę, która z wielką determinacją robiła wszystko, aby córkę wspierać i odkrywać jej talenty. Jej obserwacja, poświęcony czas pozwolił na to, aby Iris rozwinęła swoje zdolności plastyczne i muzyczne. Wraz z mężem próbowali różnych sposobów, aby córka miała lepszą zdolność adaptacji w otoczeniu – Iris nie lubiła tłumów i hałasu, nie lubiła mieć na sobie rękawiczek i butów. Wielkim osiągnięciem była podróż samolotem wspólnie z Iris.
Walczyli o to, aby ich córka czuła się bezpiecznie w przedszkolu, potem w szkole.

 

„Marzyłam o nauczycielach, którzy nie złamią Iris ani nie stłumią jej kreatywności; moja córka musiała być zadowolona z życia, żeby się uczyć”.

„Codziennie musieliśmy się borykać z trudnościami i stawiać czoło wyzwaniom, co wydawało się okrutne w porównaniu z tym, jak inni spokojnie szli przez życie. W takich chwilach uświadamiałam sobie, jak bardzo muszę się starać, żeby pobudzić Iris do choćby najprostszej reakcji: usłyszeć jej głos, zobaczyć uśmiech, nakłonić ją, by na mnie popatrzyła. Ta świadomość sprawiała ból, który jednak mijał dzięki temu, że wreszcie naprawdę udało nam się nawiązać kontakt z córeczką. Byłam za to wdzięczna.”

 

Rodzice chcieli także, aby córka miała kontakt ze zwierzętami.

Kochali konie i w młodości mieli kilka koni, dlatego postanowili córkę z nimi zaprzyjaźnić. Niestety nie udało się, następnie wzięli na próbę do domu psa – ten pomysł też zakończył się fiaskiem, ponieważ pies był zbyt nachalny w swoim zachowaniu i Iris zdenerwowana przed nim uciekała.
Aż w końcu okazało się, że wielką przyjaciółką Iris została kotka, która wyczuwa emocje dziecka i nie odstępuje jej na krok. Nawet razem kąpią się w wannie!

Jest to przyjaźń na zasadzie „rozumiemy się bez słów”.

 

Warto dodać, że mając dziecko, które wymaga ciągłej uwagi i zaangażowania, małżeństwo przeszło sprawdzian dla związku.

Bardzo długo Iris chciała być tylko z mamą, taty wręcz unikała.

Jednak miłość przezwycięży wszystko i tak też jest w tym przypadku. Widać, że wzajemnie się wspierają, choć każdy dzień jest pełen niespodzianek. Iris urodziła się w 2009 roku, tworzy piękne obrazy porównywane do Renoira i Moneta. Obrazy maluje spontanicznie, i tu znów ukłon w stronę matki, która pozwala jej na to, aby wiecznie były rozłożone farby, które często lądują nie tylko na papierze.
Zdarza się, że Iris robi coś innego, nagle zrywa się i biegnie do farb, aby coś namalować.

Myślę, że duże znaczenie w podejściu matki ma fakt, że sama ma pasję – jest fotografem, w związku z czym rozumie osoby, które mają artystyczną duszę.

Ta historia pozwoliła mi inaczej spojrzeć na autyzm. Nie nazywam tego chorobą. To nie są dzieci chore na autyzm, tylko dzieci z autyzmem. Wrażliwe, zdolne i pełne uczuć, których nie zawsze są w stanie okazać.
Książkę poleciłabym każdemu – pomoże ona przychylniej spojrzeć na te dzieci i zrozumieć z czym zmagają się ich rodzice.