To kolejna książka, która zawołała mnie i oczywiście trafiła do mnie nieprzypadkowo. Najpierw przyciągnął mnie tytuł, okładka, potem przeczytałam opis. „Moje klimaty” – pierwsza myśl, a jeszcze jak przeczytałam, że akcja toczy się w Górach Sowich to wiedziałam, że książkę muszę przeczytać.
Nigdy nie zetknęłam się z twórczością Katarzyny Zyskowskiej, ale wiem, że teraz się to zmieni.

Góry Sowie, bliskie okolice, budzą wiele emocji. Szczególnie, że na tych terenach mieści się podziemne miasto zbudowane w ramach największego projektu górniczo-budowlanego nazistowskich Niemiec. Historia projektu Riese wciąż do końca jest nieodgadniona. Warto zwiedzić, posłuchać, co ma do powiedzenia przewodnik, a potem – może – poszukać na własną rękę.

Na okładce książki znajdują się słowa autorki, które przykuły moją uwagę:

„Kilka lat temu przypadkiem trafiłam do wymarłej wioski na końcu świata w Górach Sowich. Zostałam na dłużej, ale im mocniej zapuszczałam korzenie, tym wyraźniej słyszałam szepty ukrytych w dolinie starych poniemieckich domów. Gdy pewnej nocy ze snu wyrwał mnie krzyk saren, zrozumiałam, że muszę o tym napisać.”

I właśnie ten krzyk saren mocno do mnie trafił. I historia pokoleniowa – babci, matki i córki. Każda z nich ma swoją tajemnicę, każda z nich naznaczona historią poprzedniej. I to, że akcja umiejscowiona jest w moim ulubionym czasie historycznym – II wojny światowej.

Tu historie Niemców i Polaków łączą się, jak zawsze w takich sytuacjach cierpią zwykli ludzie. Każdy chce żyć, mieć swoje miejsce na ziemi. I każdy powinien mieć do tego prawo… Powinien… ale rzeczywistość pokazuje, że tak nie jest.
Czytając tę książkę myślami byłam z tymi ludźmi – wszystkimi – nie tylko z Polakami. Nie oceniam żadnej ze stron, bo niby w czym byli winni ludzie, którzy tam mieszkali wcześniej, a praktycznie z dnia na dzień musieli opuścić domostwa i wyjść z „jedną walizką.”
Czy można osądzać przesiedlonych Polaków za to, że zajęli nieswoje domy? Każdemu z nich było trudno i jestem w stanie zrozumieć gniew jednych na drugich. Ten gniew, żal był podżegany przez tych, którzy „rządzą”.

Niewiele się zmieniło w tym temacie… nadal tak się dzieje. Kwestia tego, jak społeczeństwo do tego podejdzie, czy da się zmanipulować i zastraszyć.
Oczywiście czas wojny to czas przesycony ekstremalnymi emocjami i z pewnością trudno w tym zachować stoicki spokój.

Książkę bardzo szybko mi się czytało i to jedna z tych pozycji, przy której żałowałam, że już koniec, pomimo, że nie brakuje tu mocnych scen związanych z wojenną rzeczywistością.

Chętnie wybrałabym się na spotkanie z autorką. Z tego co przeczytałam na jej profilu instagramowym osiedla się w Górach Sowich 😊
Są miejsca, które nas przyciągają. I choć czasem to nasze miejsce na ziemi jest daleko od obecnego to czujemy, że tam właśnie mamy być.