Wpis dostępny także w wersji audio.
Łucja poczuła, że chce być sama. Wiedziała, że potrzebuje pobyć wśród natury, dlatego nie zastanawiając się długo, wsiadła na rower i pojechała do pobliskiego lasu. Dzień pomimo, że listopadowy był słoneczny i nawet nie bardzo zimny.
Jadąc na rowerze czuła jak zostawia za sobą myśli, które zakłócały jej spokój, wiatr oczyszczał ją z negatywnych emocji.
W tym lesie dawno nie była, ale pamiętała niektóre ścieżki. Wjechała na drogę w całości pokrytą liśćmi.
„Jak dywan z liści” – pomyślała.
Nie było tam nikogo, cisza, czasem odezwał się jakiś ptak. Zobaczyła złamane drzewo, które zapraszało ją do siebie, aby usiadła i przemyślała sobie kilka spraw. Skręciła ze ścieżki, odstawiła rower i usiadła na złamanym drzewie. Miała trochę do przemyślenia. Dopadła ją proza codziennego życia. W jej życiu było dobrze, ale czasem nachodziły ją wątpliwości i myśli, że chciałaby być sama, choć kiedyś wydawało jej się, że nie potrafi żyć samotnie, że musi mieć kogoś przy sobie. Chciałaby mieszkać w lesie, żyć w zgodzie z naturą, nie martwić się o przyszłość, rozmawiać ze sobą, z ptakami… Słuchać szumu drzew, zbierać zioła i dużo wiedzieć.
Być kobietą, która ma wiedzę. Być…
– Mogłabyś tak żyć? – jej zamyślenie przerwał dziecięcy głos.
Nie odwróciła głowy, kątem oka widziała, że obok niej na drzewie siedzi dziewczynka.
– Mogłabym, nawet bym bardzo chciała – odpowiedziała nie zastanawiając się skąd się wzięło to dziecko.
– No tak, ale to nie jest takie proste, prawda? – dziewczynka zaśmiała się i szturchnęła Łucję w bok.
W tym momencie Łucja spojrzała na dziewczynkę – miała około dziesięciu lat, długie, ciemne włosy do pasa zaplecione w dwa warkocze, czoło przykrywała prosta gęsta grzywka. Miała na sobie czarny sweterek, przy szyi w białe pasy. Łucja zatrzymała na niej wzrok:
– Wiesz, słyszałam to nie raz jako dziecko.
– Wiem, ja też to często słyszę – dziewczynka uśmiechnęła się i zaczęła machać nogą. – Jestem bardzo nieśmiała i nie wierzę w siebie.
– To zupełnie jak ja kiedyś – zamyśliła się Łucja.
Przypomniała sobie jak była mała, bała się wszystkiego, najlepiej czuła się na kolanach u mamy i taty. Wstydziła się obcych, wstydziła się o coś zapytać.
– A dlaczego nie wierzysz w siebie? – zapytała dziewczynkę.
– Nie wiem, czasem mi się coś nie udaje, koleżanki śmieją się ze mnie. Inni są chwaleni przez nauczycieli w szkole, a mi nauka nie przychodzi łatwo. Muszę bardzo się postarać, aby dostać czwórkę. Ale lubię marzyć – piszę baśnie i to jest mój świat.
– To pięknie – z rozrzewnieniem powiedziała Łucja. – Dar pisania to piękny dar. Ktoś czyta twoje baśnie?
– Nie! Wstydziłabym się pokazać. – dziewczynka wręcz krzyknęła.
– Dlaczego? Może komuś się spodoba i cię pochwali. Wtedy nabierzesz pewności siebie.
– A kto to będzie czytał? – powiedziała dziewczynka pytającym tonem.
W uszach Łucji aż zadźwięczały te słowa. „ A kto to będzie czytał?” Słyszała je nie raz w swojej głowie.
– Ktoś na pewno – stwierdziła – Spróbuj dać komuś do przeczytania.
– Ale komu? – cichym głosem zapytała dziewczynka.
– Może komuś z kim się przyjaźnisz, komu ufasz. Wiesz, ja też lubię pisać. Pamiętam jak kiedyś w podstawówce polonistka napisała mi, że mam dar pisania. Najbardziej lubiłam pisać na tematy dowolne. Mam do tej pory jedno takie wypracowanie, które napisałam w piątej klasie.
– To o górach?
– Tak, to o gó… -… Łucja przerwała. – Skąd wiesz, że o górach?
– Twoja mama często to wspomina.
– Znasz moją mamę? – Łucja nie mogła wyjść ze zdumienia.
– Rozmawiam z nią czasem.
Łucja czuła się tak dobrze w towarzystwie dziewczynki, że nawet nie ciągnęła tematu skąd dziewczynka zna jej mamę. Nie zastanawiała się nad tym.
Jedna rzecz ją tylko intrygowała – że dziewczynka jest do niej podobna.
Podobnie czuje i ma podobne spostrzeżenia. Doskonale wiedziała co czuje to dziecko, które wstydzi się pokazać innym swoje opowiadania. Czuła, że rozmawiając z tą dziewczynką odnalazła cząstkę siebie.
Chciała jej pomóc i pomyślała, że przecież ona może przeczytać te baśnie.
– Ja przeczytam twoje baśnie – powiedziała dość głośno z entuzjazmem i odwróciła się w stronę dziewczynki.
Ale jej już nie było… Łucja wzdrygnęła. Poczuła chłód na policzku, zaszumiał wiatr i liście tak zaczęły spadać z drzew jakby padał śnieg. Wiatr był coraz mocniejszy, przewrócił nawet rower. Łucja wstała i zrozumiała, że czas do domu. Miała nadzieję, że jeszcze po drodze spotka dziewczynkę.
„Nie mogła pójść daleko, chyba, że moje zamyślenie trwało długo. Dziwnie się czuję.”
Przyjechała do domu, nawet nie wiedziała kiedy droga minęła, cały czas myślała o tym dziecku, nawet nie zapytała jak ma na imię. Wieczorem poszła na strych i zaczęła szperać w pudłach, w których miała swoje rzeczy z dzieciństwa, między innymi zeszyt, w którym była praca klasowa z języka polskiego o górach. Nagle w jej ręce wpadł album ze zdjęciami z dzieciństwa. Otwierając go zobaczyła, że wypadło jej zdjęcie legitymacyjne.
Spojrzała – na zdjęciu była dziewczynka około dziesięciu lat, długie, ciemne włosy do pasa zaplecione w dwa warkocze, prosta gęsta grzywka. Miała na sobie czarny sweterek, przy szyi w białe pasy…
W oczach Łucji pojawiły się łzy.
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Moniko, piękne to opowiadanie????łzy same popłynęły. Ja też jestem taką dziewczynką. Jakbym czytała o sobie. Dziękuję????????????
Dziękuję Anetko ❤️