Opowiadanie powstało w ramach ćwiczenia/wyzwania pisarskiego. Zadanie brzmiało tak:
Wyobraź sobie Twego bohatera/bohaterkę w nowej sytuacji. Los przewrotnie prowadzi ja/jego do nieznanego małego miasta/wsi, gdzie wszyscy się znają. Ona/on jest tam obca i w związku z tym na świeczniku. Wszyscy ją/jego obserwują: jak się zachowuje, co robi, jak się porusza, rozgląda, o co pyta… Nie ma jak się stamtąd wydostać. W miasteczku nie ma stacji kolejowej, autobusy przejeżdżają raz na dwa dni, a auto, którym jechała / jechał właśnie się zepsuło, dlatego szuka mechanika. Bohaterka/bohater nie ma pieniędzy, najwidoczniej przed czymś lub przed kimś ucieka. Przeżywa jakąś traumę i dlatego dziwnie w nowym miejscu/miasteczku/wsi się zachowuje.
Wpleć swego bohatera/bohaterkę w podobny scenariusz urozmaicając go jak sobie życzysz.
Dziś zapraszam na część drugą. Pierwsza część dostępna tu
Wpis dostępny także w wersji audio
Jechali przed siebie już dłuższy czas. Nawet nie zauważyli, że ominęli dom Marcela. Zatrzymali się przy wspomnianej wcześniej stacji benzynowej. Marcel wysiadł, zatankował, po czym powiedział:
– Ja zapłacę.
Jakby wiedział, że ona nie ma pieniędzy. Kiwnęła głową, siedziała za kierownicą. Przez chwilę pomyślała, żeby uciec. Ale w głębi duszy czuła, że ten człowiek jest jej potrzebny. Instynkt podpowiadał jej, że mogłaby mu zdradzić swoją tajemnicę. Uwierało ją to. Chciała to z siebie wyrzucić. I wtedy przypomniała sobie słowa matki „pamiętaj, nic nie dzieje się bez przyczyny”. Więc uznała, że on pojawił się na jej drodze nie przypadkiem.
– Możemy jechać. – spojrzał na nią. Trzymała kurczowo kierownicę, zmarszczyła brwi, zacisnęła usta. – Stało się coś? – zapytał trochę przestraszony, bo jej twarz wyglądała naprawdę groźnie.
– Tak, ale zaparkujmy gdzieś w lesie, z dala od zgiełku.
– Dobrze, może nareszcie się czegoś dowiem o tobie – westchnął i poczuł, że w końcu ta niedostępna kobieta pęknie i wyjawi mu to, co ją trapi.
Wjechali na główną ulicę i skierowali się w stronę lasu. Na szczęście były to tereny, gdzie lasów nie brakowało.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, skręcili w leśną ścieżkę, wyłączyła silnik.
– Wysiadamy, nie będę zakłócać spokoju w lesie, nie lubię tego. Ludzie często wjeżdżają samochodami nie zdając sobie sprawy z tego, że dla nas wiąże się to z lękiem i strachem.
Marcel podniósł brwi ze zdumienia:
– Dla nas? Mieszkasz w lesie?
– Mieszkałam, do czasu tego wypadku.
– Ja… jakiego wypadku? – zaczął pytać niepewnie i w pewnej chwili poczuł chłód na ręce.
Zaczęło się robić coraz ciemniej, szli głębiej w las, drzewa otulały ich swoimi ramionami. Doszli do polany, zrobiło się jaśniej i cicho, zgiełk miasta, ulicy został daleko. Obydwoje poczuli się bezpiecznie, popatrzyli na siebie.
– Tego, o którym mówili w radio – odpowiedziała.
Usiedli na zwalonym drzewie, pod butami czuli miękkość mchu. Ona zaczęła snuć swoją opowieść, zaczęła mu ufać i wiedziała, że on jest w stanie jej pomóc…
– Jestem córką wilczycy i człowieka. Moja matka, wpadła w sidła zastawione przez kłusowników. Na szczęście szybko została odnaleziona przez dobrego człowieka, mężczyznę, który się nią zaopiekował. Nie bała się, zaufała mu, on miał dom w lesie, opiekował się nią. Stawali się sobie coraz bliżsi. Chyba się pokochali. To uczucie sprawiło, że jednej nocy moja matka przybrała ludzką postać. Następnego dnia uciekła, nigdy się nie spotkali. Urodziłam się ja, jako wilk. Matka przekazała mi kiedyś informację, że jeśli ona zginie, ja przemienię się na zawsze w człowieka. Ale muszę odnaleźć ojca. Tamtego dnia chodziłyśmy z mamą po lesie, nie należałyśmy do żadnej watahy, wręcz nie byłyśmy lubiane przez wilki, bo czuć było od nas zapach ludzki. Nie było nam łatwo. W pewnym momencie jakiś wilk chciał nas wyeliminować z jego terytorium. Zaczęłyśmy biec, ja byłam trochę słabsza i biegłam wolniej. Moja matka pędziła i nie zauważyła tego auta… Kierowca próbował ją ominąć, niestety nie udało się, ostro zahamował. Zatrzymałam się. Wilk, który nas gonił uciekł. Poczułam, że jestem sama. Przypomniały mi się słowa matki „Pamiętaj, kiedy umrę, zamienisz się w człowieka. Będziesz musiała odnaleźć swojego ojca”. Poczułam dreszcze na ciele, zrobiło mi się zimno, potem oblała mnie fala gorąca. Straciłam przytomność, ocknęłam się jako kobieta. Podeszłam do mamy, nie żyła, potem skierowałam się w stronę auta. Mężczyzna nie miał zapiętych pasów, uderzył głową w kierownicę, nie wiem czy nie żył, czy był tylko nieprzytomny. Wyniosłam go z tego auta i wsiadłam jadąc przed siebie. Resztę znasz…
Popatrzyła na Marcela. Jego twarz nie kryła zdumienia, ale też było w jego wzroku coś spokojnego. Wyglądał jakby podobała mu się ta opowieść. Nie patrząc w jej stronę, powiedział:
– Mój ojciec od kiedy pamiętam chodził po lesie. Zawsze opowiadał mi leśne historie. Lubiłem tego słuchać. W młodości mieszkał blisko lasu. Potem, kiedy ożenił się z moją mamą przeprowadził się do miasta, ale jeździł do lasu. Sam. Wracał i wszystko uwieczniał na kartce papieru pisząc co danego dnia zobaczył. Wiem, że są tam jakieś rysunki. Zeszyty chował w szufladzie biurka i zamykał na klucz.
– Zabierał cię czasem do lasu?
– Rzadko, wolał chodzić sam. Mówił, że to czas dla niego, odpoczywał. Pamiętam, że zawsze po tych spacerach był zamyślony. Nie jesteś ciekawa czy ten człowiek z samochodu żyje? Poza tym policja na pewno szuka samochodu, nie powinnaś nim jeździć – zszedł ze zwalonego drzewa i stanął naprzeciwko niej – Masz piękne oczy, od razu zwróciłem na nie uwagę, jak odwróciłaś się wtedy do mnie na ulicy. Są takie…hipnotyczne, teraz już wiem dlaczego.
– Nie obchodzi mnie czy ten mężczyzna żyje. A samochód zostawię, muszę znaleźć mojego ojca. Zobacz jest już zupełnie ciemno. Nie boisz się? – uśmiechnęła się do niego.
– A powinienem? Czuję się przy tobie wyjątkowo bezpiecznie. Ale chyba nie będziemy spać w lesie.
– A co proponujesz? – zapytała.
– Możemy pójść do mnie, a rano zastanowimy się co dalej. Auto niech tu zostanie. Zgadzasz się?
Nie musiała się długo zastanawiać, czuła, że on pomoże jej odnaleźć ojca. Wiedziała, że sama nie da sobie rady, poza tym on już zna całą historię i nie ma potrzeby, aby kolejna napotkana przez nią osoba była wtajemniczona.
– Dobrze, chodźmy – ruszyła przodem.
To był dość długi spacer, szli w milczeniu. Doszli do kamienicy, w której mieszkał Marcel. Było już ciemno, latarnie oświetlały chodnik. Z bramy wyszedł starszy mężczyzna z psem.
– O dobry wieczór panie Marcelku! Ze spaceru pan wraca – zapytał i z uśmiechem ją zmierzył od stóp do głów.
– Dobry wieczór panie Tomaszu. Tak, ze spaceru – Marcel odpowiedział, wziął ją za rękę i szepnął jej do ucha – Chodź, bo się rozgada i będziemy tu długo stać.
Mieszkanie Marcela znajdowało się na poddaszu. Niewielkie, ale przytulne. Czuła się trochę osaczona przez przedmioty, brakowało jej przestrzeni, jaką miała w lesie.
Marcel poszedł do kuchni zagotować wodę na herbatę, czuł, że trochę przemarzł w tym lesie. Ona usiadła na starej, miejscami podartej skórzanej sofie.
Nagle usłyszała jego głos z kuchni:
-Właściwie to jak chcesz znaleźć ojca? Przecież nic o nim nie wiesz.
Nie odpowiedziała, czekała aż wróci do salonu z herbatą. W końcu przyszedł i powtórzył pytanie:
– To jak chcesz go odnaleźć?
– Jest jeden szczegół, dzięki któremu mogę go odnaleźć i czuję, że ty mi w tym pomożesz.
Marcel podniósł lewą brew:
– Jaki to szczegół?
Podeszła do niego i odsłoniła lewą rękę. Na wysokości łokcia miała znamię, które przypominało kształtem półksiężyc.
– Podobno mój ojciec ma takie znamię – powiedziała cicho.
Marcel zamarł. Od początku jak ją zobaczył zwrócił uwagę na to znamię. Ale nie widział dokładnie co to jest. Zrobił się blady na twarzy jakby zobaczył ducha. Nic nie mówiąc odsłonił swoją lewą rękę przy łokciu, pokazując takie samo znamię…
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Dodaj komentarz