Opowiadanie powstało w ramach ćwiczenia/wyzwania pisarskiego. Zadanie brzmiało tak:

Wyobraź sobie Twego bohatera/bohaterkę w nowej sytuacji. Los przewrotnie prowadzi ja/jego do nieznanego małego miasta/wsi, gdzie wszyscy się znają. Ona/on jest tam obca i w związku z tym na świeczniku. Wszyscy ją/jego obserwują: jak się zachowuje, co robi, jak się porusza, rozgląda, o co pyta… Nie ma jak się stamtąd wydostać. W miasteczku nie ma stacji kolejowej, autobusy przejeżdżają raz na dwa dni, a auto, którym jechała / jechał właśnie się zepsuło, dlatego szuka mechanika. Bohaterka/bohater nie ma pieniędzy, najwidoczniej przed czymś lub przed kimś ucieka. Przeżywa jakąś traumę i dlatego dziwnie w nowym miejscu/miasteczku/wsi się zachowuje.
Wpleć swego bohatera/bohaterkę w podobny scenariusz urozmaicając go jak sobie życzysz.

Dziś zapraszam na część pierwszą.

 

Wpis dostępny także w wersji audio

 

– A pani chyba jest tu nowa? – usłyszała za plecami męski, niski głos, kiedy patrzyła na wystawę sklepu jubilerskiego.
Odwróciła się, jej oczy poraziły pytającego, odsunął się niepewnie. Miał na sobie białą koszulkę i ciemne spodnie.
– Pytałem, czy jest pani stąd? – powtórzył.
– Pytał pan, czy jestem tu nowa. Zna pan każdego kto tu mieszka? – usłyszał ironię w jej głosie.
– To małe miasteczko, wszyscy się znamy i…
– Nie lubicie obcych – dokończyła za niego, ironia w jej głosie była coraz bardziej wyczuwalna.

Zamyślił się chwilę, bo nie mógł oderwać wzroku od jej oczu, było w nich coś, co sprawiało, że on, mężczyzna zawsze pewny siebie, poczuł się onieśmielony. Zauważył, że prawą ręką zakrywa coś na lewej ręce. Złapał oddech i spokojnym głosem odpowiedział:

– Nie, dlaczego, po prostu chcemy poznać osoby, które przyjeżdżają do naszego miasteczka. A pani wygląda jakby czegoś szukała. Może mogę w czymś pomóc?
Nie lubiła ludzi, unikała ich, ale ten wysoki, ciemnowłosy mężczyzna zaczął wzbudzać jej zainteresowanie, dlatego postanowiła nie uciekać.
– Tam, przy wjeździe do miasta, na poboczu stoi moje auto. Chyba się popsuło.
Popatrzył na nią i na wystawę, w którą był wlepiony wcześniej jej wzrok, uśmiechnął się:
– No w tym sklepie to na pewno pani nie znajdzie nic do samochodu.
– Lubię biżuterię i dlatego się tu zatrzymałam.
– Poza tym jest sobota po południu, warsztat Popławskiego jest już zamknięty. Może podejdziemy do auta i coś poradzę – zaoferował swą pomoc.
– Zna się pan na tym?
– Nie jestem mechanikiem, ale mam samochód, może to nic poważnego. Chodźmy  – odpowiedział i odwrócił się w stronę, gdzie prawdopodobnie stało auto.

Przez całą drogę nic do siebie nie mówili, on cały czas myślał o tych oczach, które miały różne kolory, ona zastanawiała się czy dobrze robi, że powiedziała mu o aucie. Czuła jego zapach, typowo ludzki, momentami przeszywał ją dreszcz. Zdawała sobie sprawę, że bez samochodu ciężko jej będzie poruszać się dalej, czuła, że ma jeszcze przed sobą setki kilometrów drogi.
Doszli do auta – kilkunastoletni srebrny ford mondeo z przodu miał lekkie wgniecenie.
– Miała pani jakiś wypadek? – zapytał dotykając wgniecenia.
– Nie, ja nie. Miał pan sprawdzić dlaczego nie mogę jechać dalej – czuć było irytację w jej głosie.
– Dobrze, zaraz sprawdzimy.

Otworzył drzwi, poczuł ostry zapach, auto było mocno przesiąknięte nikotyną. Zobaczył coś jeszcze, co wzbudziło jego zainteresowanie. Włożył kluczyki do stacyjki, zapaliła się czerwona kontrolka od paliwa. Uśmiechnął się. „Ach te kobiety” – pomyślał. Popatrzył na nią, stała z boku auta i delikatnie się o nie opierała, patrzyła przed siebie na zachodzące słońce, była zamyślona. Miała na sobie podarte dżinsy i czarną koszulkę, która odkrywała jej lewe ramię. Zauważył, że przy łokciu ma jakieś znamię czy tatuaż. To było to, co wcześniej, przed sklepem jubilerskim zakrywała.

Wyszedł z auta, podszedł do niej blisko, znów popatrzył w oczy i rzekł:

– Skończyło się paliwo, wystarczy zatankować, ale stacja benzynowa jest dwadzieścia kilometrów stąd. Jeśli pani poczeka, mogę przywieźć trochę paliwa z domu, aby mogła pani dojechać do tej stacji. A tak poza tym jestem Marcel – podał jej rękę.
– Miło mi – odpowiedziała, chociaż wcale miło jej nie było. Nie podała mu ręki. Chciała dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty się spoufalać.

Tym gestem zaczęła go intrygować coraz bardziej. Było w niej coś, co sprawiało, że nie miał ochoty od niej odchodzić, czuł, że nosi ona w sobie tajemnicę, którą on powinien poznać. Poza tym auto, którym jechała zupełnie nie pasowało do niej, widział, że było użytkowane przez mężczyznę, na siedzeniu pasażera leżała skórzana męska kurtka a spod siedzenia wystawały męskie robocze buty. I to wgniecenie… Poza tym kierowca, który nie zwrócił uwagi na kończące się paliwo…
– To pani nie lubi obcych. Trzyma pani taki dystans. Więc nie zdradzi mi pani swojego imienia?
– Nie mam, to znaczy nie lubię swojego imienia, możesz mówić mi na ty, wystarczy – starała się wybrnąć z tej mało komfortowej dla niej sytuacji. Jej zmysły zaczęły ją informować o jego przyspieszonym biciu serca, czuła zapach jego ciekawości i wiedziała już, że nie pozbędzie się go szybko.

W jego głowie zaczęły szaleć myśli, co powinien zrobić. Przecież jeśli ją tu zostawi choćby na chwilę na pewno ona ucieknie, a jeśli zaproponuje jej, aby z nim podeszła do jego domu na pewno się nie zgodzi. Ten mętlik w głowie przerwał odgłos nadjeżdżającego auta. Nie zastanawiając się wyszedł na drogę i zamachał. Miał szczęście, to był jego kolega. Czarny samochód zatrzymał się, długowłosy mężczyzna uchylił szybę.
– Cześć Witek, jest tu pani przyjezdna, której zabrakło paliwa, mógłbyś nam jakoś pomóc? – Marcel zwrócił się do kierowcy.
– Macie szczęście, mam w bagażniku kanister z paliwem – odpowiedział i od razu zmierzył wzrokiem kobietę.
– No to super, bardzo się cieszymy – odparł Marcel zadowolony, że nie będzie musiał jej zostawiać.

Ona nie była zadowolona, wolała chyba zostać sama, w tym momencie była nawet gotowa porzucić to auto i pobiec dalej przed siebie. Pojawiła się kolejna osoba, która będzie drążyć temat jej przyjazdu. Postanowiła użyć swojego niezawodnego sposobu, aby mężczyzna z paliwem szybko odjechał. Witek wysiadł z auta i szedł w jej kierunku zapewne, żeby się przedstawić, ale ona popatrzyła na niego bacznym wzrokiem. Dwa kolory oczu błysnęły. Zatrzymał się w pół drogi, wrócił do bagażnika, wziął kanister i podszedł do wlewu paliwa w fordzie. Marcel stanął przy nim i szeptem powiedział:
– Ona jest jakaś dziwna, nie zadawaj zbędnych pytań.
– Widzę przecież, ma dziwne oczy – Witek drżącą ręką nalewał paliwo.

Ona znów oparła się o auto i patrzyła przed siebie na zachodzące słońce. Tam daleko za polem było coś, do czego ją ciągnęło. Las – to był jej żywioł. Ale teraz miała misję i musiała znaleźć człowieka, którego jest częścią, musiała jechać dalej, ale tak naprawdę nie wiedziała gdzie. Pomyślała, że w trakcie jazdy coś wymyśli.
Marcel podziękował koledze, tamten wsiadł do auta i odjechał, ona nie odprowadziła go wzrokiem.
– Proszę, możesz sprawdzić czy teraz pojedziesz – Marcel otworzył drzwi i gestem zaprosił, by wsiadła.
Obszedł auto i otworzył drzwi od pasażera. Zrobiła wielkie oczy i zapytała:
– A pan, znaczy ty, gdzie jedziesz?
– Jak to, nie podwieziesz mnie do domu? – uśmiechnął się do niej.

Wzruszyła ramionami, nic nie odpowiedziała, co on uznał za jej zgodę. Wziął skórzaną kurtkę z siedzenia i buty leżące na podłodze, przerzucił je na tylne siedzenie.
– To chyba nie należy do ciebie? – zapytał. Może opowiesz mi coś o sobie. Jesteś bardzo tajemnicza.
– Nie mam ochoty – odpowiedziała i postanowiła włączyć radio. Uznała, że jakaś muzyka czy audycja zagłuszy niezręczną ciszę i nie będzie musiała rozmawiać.

„…droga jest zablokowana, na poboczu znaleziono potrąconego wilka i człowieka, mężczyznę lat około czterdziestu”

– Daj głośniej, gdzie to było? – Marcel chwycił za gałkę od radia.

– Daleko stąd – odpowiedziała i uruchomiła silnik.