Lubię czytać biografie, lubię czytać o tym, co wydarzyło się naprawdę. Interesują mnie historie ludzi, którzy przeszli czasem ciężką drogę, doświadczyli wiele, aby być w końcu spełnionym człowiekiem.
Niektóre historie są naprawdę fascynujące i będzie ich trochę w moich książkowych inspiracjach.
Na pierwszy ogień idzie autobiografia światowej sławy tenisisty.
Jako dziecko oglądałam w telewizji mecze tenisowe, bo był to jeden z ulubionych sportów, które oglądał mój tato. Piłka nożna czy skoki narciarskie kompletnie mnie nie pociągały, ale tenis tak. Miałam wtedy swojego tenisowego idola ze Szwecji – Stefana Edberga. Pamiętam, że nie raz grał z Agassim. „Open” zainteresowała mnie przede wszystkim informacją, że bohater wcale nie chciał i wręcz nie lubił grać w tenisa.
Bardzo mnie zdziwiło to, że właściwie grał z przymusu,
który zafundował mu ojciec. Andre zazdrościł innym dzieciom, które bezkarnie mogły biegać i bawić się:
„Mam siedem lat i mówię do siebie, bo się boję i dlatego też, że jestem jedyną osobą, która mnie słucha. Szepczę pod nosem: Rzuć to Andre, poddaj się. Odłóż rakietę i zejdź z tego kortu, no już. Idź do domu i zjedz coś dobrego. Pobaw się z Ritą, Philly czy Tami. Usiądź z mamą, kiedy będzie robić na drutach albo układać swoje puzzle.(…) Nienawidzę tenisa, nienawidzę go z całego serca, a mimo to będę grał dalej, odbijał piłki cały ranek, całe popołudnie, bo nie mam wyboru.”
Jednak ćwiczył całymi dniami, bo ojciec powtarzał, że ma być najlepszy na świecie. Andre nie potrafił się sprzeciwić. Niestety cała ta presja związana z treningami, potem ze sławą spowodowała, że nabawił się depresji, miał epizod z narkotykami i nieudane pierwsze małżeństwo. Niesamowite dla mnie jest to, że pomimo takiej niechęci i przymuszania zdobył sławę i był najlepszy na świecie. Tylko jakim kosztem? Pamiętam taką sytuację, która przy tej okazji przychodzi mi na myśl, jak ojciec dziewczynki, która uczyła się jeździć konno za każdym razem powtarzał do instruktora: „Ona ma jechać na olimpiadę”. Wszystko byłoby piękne, gdyby nie fakt, że dziecko z płaczem wsiadało na konia i po prostu niezbyt dobrze szła jej ta nauka. Nie wiem czy pojechała na olimpiadę, bo zrezygnowali z nauki w stajni, w której ja jeździłam. Wracając do książki – podziwiam upór bohatera, że pomimo wspomnianych porażek wspiął się na szczyt sławy.
Pytanie – dla kogo to zrobił?
Jakie są jego przemyślenia po latach? Co czuł jego ojciec, który widział, że syn nie poradził sobie w pewnym momencie z ciężarem sławy? Nie oceniam, ale daleka jestem od zmuszania dzieci do rzeczy, których nie chcą robić. Owszem trzeba pokazać, zachęcić, ale należy wysłuchać dziecka czy naprawdę tego chce. Na szczęście Andre Agassi wyszedł na prostą, ma rodzinę, poświęca się działalności charytatywnej.
Książka dla mnie wartościowa, ukazująca prawdziwe (nie koloryzowane) oblicze człowieka, który dla wielu był i jest idolem.
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Też lubiłam tenisa, ale dopiero jak byłam trochę starsza to namiętnie oglądaliśmy mecze razem z moim tatą i bratem – kibicowalismy Federerowi, którego bardzo lubię za jego ciepło i skromność pomimo ogromnych sukcesów. Co do Agasiego to nie obserwowałam jego tenisowego wejścia na szczyt, bo już nie grał kiedy zaczęłam oglądać mecze ???? Bardzo smutna historia w gruncie rzeczy, ale z drugiej strony lubię wierzyć, że wszystko jest po coś i to czym teraz zajmuje się Agassi i życie jakie prowadzi byc moze nie byłoby mozlwe gdyby nie tenis.
Bardzo barwna postać, dobra biografia. I prawda, można się zdziwić bo nie wszystko złoto co się świeci.
Każdy sukces ma swoją cenę. A ceną tego sukcesu jest to, ile trzeba poświęcić, by go osiągnąć. Czasem rodzice poświęcają dzieciństwo dziecka, aby zrealizować swoje marzenia. Czasem my sami w pogoni za marzeniem poświęcamy zbyt dużo, płacąc później wysoką cenę. Warto zawsze pytać siebie: Po co to robię? Czy mi to służy? Czy na pewno jestem na swojej drodze?