Wpis dostępny także w wersji audio.

 

Ci, którzy dobrze mnie znają, wiedzą, że byłam osobą, której brakowało pewności siebie. Uważałam się za osobę nieśmiałą, nie wierzyłam w swoje umiejętności, a porażki nie były dla mnie budujące.

Właśnie – może wcale taka nie byłam, tylko za taką się uważałam…

Byłam grzecznym dzieckiem, nie buntującym się za bardzo, słuchałam rodziców, nie wychylałam się w szkole. Pisałam o tym w pierwszym wpisie na moim blogu jak teraz z perspektywy czasu na to patrzę. Dzisiejszy wpis nie będzie o cofaniu się w przeszłość, bo to już za mną, dawno pożegnałam się z tamtą Moniką. Nie mam żalu do nikogo, nie rozmyślam, co by było gdybym wcześniej się zmieniła. Wiem co zyskałam teraz. Jestem tu i teraz, jedyne to mogę się cofnąć te cztery lata, kiedy postanowiłam zmienić moje życie. Nie będę się tu powtarzać, zainteresowanych odsyłam tutaj.

Od kiedy zaczęłam mieć więcej czasu dla siebie zaczęłam rozwijać swoje pasje, które zawsze były we mnie.

A już najwięcej zmian zauważyłam od kiedy prowadzę swojego bloga.

Już nie raz pisałam, że dzięki blogowaniu poznałam mnóstwo wspaniałych ludzi, z którymi jestem w kontakcie, z niektórymi nawet się spotkałam. Przyciągam do siebie ludzi z podobną pozytywną energią, dużo się od nich uczę, bo każda z tych osób ma swoją, ciekawą historię. Zauważyłam, że także w życiu codziennym spotykam pozytywnych ludzi i potrafię sama do nich zagadać – kiedyś było to dla mnie nie do przejścia, żebym pierwsza do kogoś obcego się odezwała.

Dziś chciałabym przytoczyć kilka przykładów z mojego życia, które pojawiły się po tym jak zaczęłam prowadzić bloga.

Taka sytuacja miała miejsce, kiedy szłam na spotkanie do Empiku z Anną Marią Jopek, opisałam ją w swoim poście na FB:

Idąc do Empiku przy ruchomych schodach spotkałam starszą panią, która zapytała czy wiem, gdzie jest Empik. Mniej więcej wiedziałam, więc szłyśmy razem i po drodze pani powiedziała: „No bo dzisiaj w Empiku ma być Olga Tokarczuk.” Popatrzyłam na nią trochę zdziwiona i powiedziałam, że ja idę na Annę Marię Jopek. Na naszych twarzach pojawiło się zdziwienie. Ale cóż pomyślałam, Tokarczuk też mi pasuje. Dotarłyśmy do Empiku i zapytałam obsługi, jakie to dziś jest spotkanie? Okazało się, że jednak z Anną Marią Jopek. Pani, która ze mną przyszła, stwierdziła, że Jopek też jej pasuje i idzie ze mną. Potem dołączyła moja przyjaciółka, z którą byłam umówiona, a nowo poznana pani usiadła obok swojego znajomego, który, jak stwierdziła, wprowadził ją w błąd z Tokarczuk.
Samo spotkanie przebiegało w bardzo kameralnej atmosferze, mikrofony odmówiły posłuszeństwa, więc artystka stwierdziła, że ona będzie stała w środku a my mamy rozsiąść się wokół niej. Potem nadszedł czas na autografy, zdjęcia. Stałam nie raz w kolejce po autograf, ale zawsze kojarzyło mi się to z chaosem, przepychanką. Tu było inaczej. Każdy z osobna podchodził, siadał na fotelu obok piosenkarki i mógł porozmawiać. Dlatego też kolejka nie posuwała się szybko, ale to był taki czas dla nas – fanów. Kiedy stałam w kolejce podeszła do mnie pani, którą poznałam przy ruchomych schodach ze swoim znajomym i zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że interesują nas podobne rzeczy – filmy, muzyka. Takie jak ja to mówię – pokoleniowe rozmowy. A potem do naszej rozmowy dołączyły trzy kobiety stojące przed nami. I zaczęło być magicznie. Rozmawiałam z tymi osobami, jakbym znała je dobrze i czułam się wspaniale w ich towarzystwie. (…) Wyszłam stamtąd z nowo poznanymi osobami, wymieniłyśmy kontakty, jest szansa na spotkanie.
Dlaczego uważam, że wszystko na spotkaniu było magią? Bo wiem, że jeszcze niedawno byłam zamkniętą w sobie osobą, która stwarzała wrażenie niedostępnej. Wstydziłam się, nie miałam odwagi zagadać do nikogo. Nawet nie wiem, czy widząc, że podchodzi się po autograf pojedynczo, nie stchórzyłabym. Ja wcześniej wolałam zamieszanie, bo nie chciałam być zauważona. Zmieniłam się. Teraz jestem bardziej otwarta i wiem, czuję, że przyciągam do siebie dobrych, pozytywnych ludzi. Co z tym robię? Jestem wdzięczna, pielęgnuję tę wdzięczność i dziękuję, że mnie to spotyka. Dzięki takim spotkaniom mam siłę, energię, mam w sobie dużo pozytywnych myśli i pomaga mi to w zmierzeniu się z sytuacjami, które czasem są trudne, ale potrzebne w życiu.

Druga magiczna sytuacja przytrafiła mi się tydzień po tej w Empiku. Miałam okazję uczestniczyć w jubileuszowym spotkaniu w moim liceum – szkoła obchodziła 70-lecie, była uroczysta gala na której spotkali się absolwenci i nauczyciele. Nie byłam w tej szkole od kiedy ją skończyłam, czyli jakieś…dwadzieścia trzy lata.

Nigdy nie tęskniłam za szkolnymi latami i nie chciałabym się cofnąć do tych lat.

Byłam średnim uczniem, nie zauważanym, bo nie miałam szczególnych osiągnięć – ani dobrych ani złych. Jak patrzę na siebie z tamtych lat to widzę zagubioną młodą dziewczynę, która rozpamiętuje porażki i wraca do przeszłości, rozgrzebuje to co było, to co jej się nie udało. W liceum przeżyłam pierwszy, poważny związek, który zakończył się nagle kilka miesięcy przed maturą.
Nauczycieli też nie wspominam jakoś z wielką sympatią, może polonistę, dzięki któremu polubiłam chodzenie do teatru.
Ale teraz po tylu latach jako dojrzała osoba, nie pielęgnująca w sobie tych urazów, z chęcią poszłam na to spotkanie. Miło było pochodzić po tych korytarzach, klasach, spotkać nauczycieli, uczniów. Następnego dnia po tym spotkaniu miałam taki dzień bycia w domu i dopadły mnie wspomnienia. Zaczęłam wyciągać stare zdjęcia, nawet jakieś zeszyty z lat szkolnych. Próbowałam sobie przypomnieć niektórych ludzi, którzy krótko chodzili ze mną do klasy, było kilka takich osób.

Popatrzyłam na jedno zdjęcie i pomyślałam „o ta dziewczyna obok której stoję, krótko z nami chodziła, nie pamiętam dlaczego”.

Pamiętałam jej imię, nic więcej. I tak przesiedziałam sobie całe przedpołudnie wspominając to, co już za mną. Wieczorem, kiedy malowałam obraz dostałam wiadomość na messengerze takiej treści:

„Hej, natknęłam się na twojego bloga, spojrzałam na zdjęcie i mam wrażenie, że się znamy… Miło mi Cię widzieć po tylu latach, być może mnie kojarzysz. Chodziłam wspólnie z Tobą do liceum, fakt, że jeden semestr, ale zapamiętałam Cię.(…)”

Zgadnijcie, kto to napisał. Tak, to ta dziewczyna ze zdjęcia, której oczywiście nie było na wspomnianym jubileuszowym spotkaniu. Przeszedł mnie dreszcz, co więcej wzruszyłam się. Wymieniłyśmy się jeszcze kilkoma informacjami o sobie, poczułam, że mamy wiele wspólnego. Myślę, że się spotkamy. Niesamowite, doświadczyłam czegoś niezwykłego i to nie jest przypadek.

Kiedyś bym powiedziała „ach przypadek”.

Ten piątkowy wieczór, kiedy dostałam tę wiadomość w ogóle był niezwykły, bo jeszcze potem odezwała się do mnie osoba do której pisałam w bardzo ważnej osobistej sprawie, ale w ogóle nie liczyłam na to, że odpisze. Odpisała i bardzo mi pomogła. Dzięki niej doświadczyłam kolejnego odkrycia, znów zaczęłam dokładać puzzle do mojej życiowej układanki.

Kiedy już ochłonęłam z tych pierwszych emocji, poczułam wdzięczność za to, co dzieje się w moim życiu. Za ludzi, których spotykam. Za to, że się otworzyłam i choć nadal jestem osobą introwertyczną (co uważam za swój atut), to nie mam oporów przed rozmową z obcą osobą.

Poczułam co to znaczy otworzyć swoje serce, uwierzyć w siebie.

To jest ciągła praca. Pokochałam siebie i zaufałam sobie. Zrozumiałam, że będę ze sobą zawsze, inni odejdą a ze sobą będę zawsze. I choć mam blisko siebie osoby od których mam wielkie wsparcie i jestem za to wdzięczna, to wiem, że ja jestem dla siebie najlepszym przyjacielem.

Dzięki temu, że wyciszyłam swój umysł, moje myśli nie są rozbiegane, słyszę głos mojego serca i ufam intuicji.

Kiedy na mojej drodze staje trudna sytuacja, wiem, że wydarzyła się po coś. Nie mówię „dlaczego mnie to spotkało?”. Akceptuję ją. Szukam rozwiązania i głęboko wierzę, że je znajdę. Wszechświat poprowadzi mnie ku prawdzie. Ktoś zapyta skąd bierzesz tę energię? Jak wcześniej wspomniałam – dużo czasu poświęcam swoim pasjom, które mnie rozwijają. Pisanie, fotografia, malowanie. To jest to, co czyni mnie bogatszą, ale nie w sensie materialnym.

Dawno już to zrozumiałam, że nie ilość markowych ciuchów czy posiadanie drogiego samochodu buduje pewność siebie. To iluzja, która jest zgubna. Pewność siebie wyrażam w pisaniu, fotografii i malowaniu.

Ludzie doceniają to, co robię i to mnie cieszy.

Uwielbiam fotografować naturę, która nigdy nie przestanie mnie zachwycać, pokazuję na swoich zdjęciach, że zwykły listek obok którego większość przechodzi obojętnie, może zachwycać.

Spotykam się z ludźmi, którzy mają w sobie moc pozytywnej energii, nie są zawistni, kochają siebie. Unikam malkontentów i tych, którzy twierdzą, że „to nie jest takie proste”.
Ja też tak kiedyś mówiłam, bo powielałam schematy usłyszane w domu rodzinnym.
Ale skończyłam z tym.

Najpiękniejsze jest dla mnie to, że spoglądając w lustro mogę głośno wypowiedzieć słowa:

„Widzę pełną mocy, dojrzałą kobietę. Chciałabym z nią spędzić resztę życia. Można jej zaufać i oprzeć się na niej w trudnych chwilach. Naprawdę lubię spędzać z nią czas.”

                                                               Dagmara Skalska