Wpis dostępny także w wersji audio.
Często słyszę pytanie: „Co spowodowało, że wprowadziłaś takie zmiany w swoim życiu? Jak do tego doszło?”.
„Zaczęło mnie męczyć moje życie”.
Po dłuższym zastanowieniu przychodzi mi taka myśl:
ja nigdy nie lubiłam się śpieszyć, jestem poukładana, zachowawcza, lubię mieć porządek w otaczającym mnie świecie i w głowie. Jestem punktualna, wychodzę z domu dużo wcześniej. Wolę być piętnaście minut wcześniej niż pięć minut później. Kiedy zdarza mi się spóźnić z przyczyn niezależnych ode mnie, jestem zła. Nie lubię spóźnialstwa u innych, niekiedy widzę, że ludzie podchodzą do tego na luzie i nie widzą w spóźnianiu nic złego. Potrafię to wypomnieć, ale już nie trzymam urazy. Kiedyś jak ktoś zalazł mi za skórę z różnych powodów, potrafiłam „strzelić focha”, obrazić się i pamiętać. O tak, pamiętliwość, to cecha, z którą walczę. Walczę, bo widzę, że rujnuje mi życie, bo ja chodzę spięta i kumuluję negatywne emocje w sobie, a osoba, która się do tego przyczyniła zazwyczaj żyje sobie spokojnie.
I to mnie wkurza.
Mam pamięć też do dobrych chwil, do zapachów, które kojarzę z danymi sytuacjami. Nie lubię pośpiechu, bo kiedy się spieszę wpadam w nerwy i udziela się to ludziom, którzy są wokół mnie. A nie da się ukryć, że kiedy pracowałam „od do”, to żyłam w biegu. Poza tym zawsze ciągnęło mnie to tzw. prac domowych, czułam się w tym dobrze. Jestem domatorem.
Nie lubię zmian.
O tak. To kolejna rzecz, z którą walczę. Zmiany wywołują we mnie bunt i niechęć. Nawet wtedy, kiedy już uznam, że ta zmiana jest dla mnie dobra, najpierw jest bunt. Pewnie dlatego, że się ich po prostu boję. Byłam nieśmiałym dzieckiem i ta cecha była wręcz we mnie pielęgnowana. Nie słyszałam od rodziców: „Idź, nie bój się”, „Spróbuj”, tylko „Tacy jesteśmy”, „Nic na to nie poradzisz”. O moim podejściu do zmian mój mąż mógłby napisać poemat. Przykład? Bardzo prozaiczny – zmiana umeblowania, przez pięć lat łóżko w sypialni stoi w jednym miejscu i jest dobrze. Nagle mój mąż je przestawia, bo stwierdza, że tak będzie lepiej, będziemy patrzeć na drzewa za oknem… Moja reakcja – bunt i niechęć. A potem? „Rzeczywiście, miałeś rację” – mówię do niego. Sami widzicie.
Podejrzewam, że wynika to z mojego poukładania i przywiązywania się do rzeczy, bo drażni mnie też, kiedy ktoś przestawia moje rzeczy, od razu to zauważę. Zawsze tak miałam, od dziecka. Wszystko miało swoje miejsce na biurku: długopisy, kredki, linijki. Odkładałam je na ustalone przeze mnie miejsce. W pracy było podobnie.
Taki człowiek nie ma łatwo, uwierzcie mi. Szczególnie jak dzieli życie z osobami, które ujmując krótko – są bałaganiarzami.
Ale jednak pomimo niechęci do zmian podjęłam się tego. Ta zmiana nie wywołała we mnie buntu, wręcz przeciwnie, tego chciałam. Wiedziałam, co wpędza mnie w stresy i musiałam ten czynnik wyeliminować. Lubiłam swoją pracę, nie wykonywałam jej z przymusu, nie zaznałam mobbingu, byłam doceniana w pracy.
Ale poczułam, że moja droga jest gdzie indziej.
Nigdy nie przyjaźniłam się jakoś szczególnie z ludźmi z pracy. Widziałam, że nie są szczerzy, zdarzało się, że często przy danej osobie mówili miłe rzeczy dopóki ta osoba nie wyszła. Co gorsza zdarzało mi się w tym uczestniczyć. „Jeśli wejdziesz między wrony”… Nie lubiłam tego w sobie, ale w grupie się nakręcałam i robiłam, to co inni.
Kiedy zaczynałam swoją pierwszą, poważną pracę miałam dwadzieścia jeden lat, współpracowałam z osobami starszymi ode mnie o piętnaście, dwadzieścia lat. Musiałam zmierzyć się z zazdrością i pouczaniem, „bo co taka młoda może wiedzieć”, ale spotkałam też osoby, które ze zrozumieniem wprowadziły mnie w ten zawodowy świat. Buntowałam się, chciałam postawić na swoim, często wyrażałam głośno swoje opinie i obracało się to przeciwko mnie. W końcu zrozumiałam, że czasem lepiej milczeć niż za dużo powiedzieć. Nauczyłam się pokory, dotarło do mnie, że nie można się obrażać na to, że ktoś myśli inaczej. Pracowałam w dużej firmie i zdarzyło mi się, że osoba z którą miałam spięcie, potem blisko ze mną współpracowała.
Kiedy przestałam żyć w biegu, odetchnęłam. Poczułam, że żyję.
Nie brałam udziału w „owczym pędzie”.
Zaczęłam żyć świadomie, cieszą mnie proste rzeczy. Kiedy spotykam osobę toksyczną, czuję, że zabiera mi energię. Unikam takich osób. Wprowadzają zamęt w moim życiu, nie potrzebuję tego. Pamiętam, jak spotkałam na ulicy znajomego z byłej pracy. Nie rozumiał mojego wyboru, właściwie nawet nie starał się zrozumieć. „Przecież w domu robisz to co wszyscy. Nikt ci za to nie płaci”. Tak, robię, to co wszyscy, ale nie w biegu. Nie muszę pędzić i wpadać w nerwy, a nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze.
Na koniec jeszcze mi powiedział, że marnuję się w domu. To były słowa człowieka, który kompletnie mnie nie zna i nie słuchał co do niego mówię.
Książki zawsze lubiłam czytać. Uważam, że jest to inwestycja.
Pisać też zawsze lubiłam, jestem uzdolniona bardziej humanistycznie, przedmioty ścisłe są moją zmorą. Czytając wypisuję sobie fragmenty z książek, które traktuję jak afirmacje, mam do tego celu specjalny zeszyt. Pamiętam moment, kiedy zastanawiałam się, jak nazwać moją stronę – siedziałam w salonie i coś czytałam. Nagle przez głowę przeleciała myśl: „może MÓJ CZAS”? Coś mi nie pasowało, szukałam czegoś innego, ale podobnego. Przypomniałam sobie, że kiedyś czytałam „Charaktery” i był tam artykuł Pana Wiesława Łukaszewskiego. Użył tam słów „swój czas”.
I ta nazwa wydała mi się idealna.
„Zmiany są czymś niezbędnym. Jeśli dręczy cię coś, czego nie możesz zmienić – unikaj tego. Zmieniaj to, co możesz zmienić. Jeśli jesteś nieszczęśliwy, nie żałuj czasu na zastanowienie się, co uczyniłoby się szczęśliwym, a następnie dokonaj niezbędnych zmian. Polepszysz w ten sposób swoje życie.”
Nicholas Sparks
Do stworzenia swojej strony namawiał mnie mąż jakieś dziesięć, może więcej lat temu. Ale ja wtedy byłam na etapie: ”kto to będzie czytał”, „łatwo mówić, gorzej zrobić”, „z czym do ludzi”. To nie był ten czas. Musiałam przejść jeszcze kilka etapów w życiu i nie żałuję, bo odkryłam, to co mam teraz. Książki lubię mieć swoje, wybieram takie, które wiem, że mnie zainteresują i będę do nich wracać. Nie mogę przekonać się do e-booków, wolę książkę w tradycyjnej, papierowej formie. Bardzo cierpiałam, kiedy żyjąc w biegu, nie miałam czasu i siły czytać książek.
To był kolejny powód do zmian. Chciałam mieć czas dla rodziny, dla siebie. Swój czas.
Lubię otaczać się ludźmi, którzy wiedzą więcej ode mnie. Od nich dostaję moc energii, która nakręca mnie do działania, no i zdobywam wiedzę. Nie chcę stać w miejscu. Chcę się rozwijać, mam jeszcze dużo do zrobienia. Lubię dzielić się swoją wiedzą i moje serce rośnie, jak ktoś mi mówi, że myśli podobnie i też chce się zmienić.
Chcę się dzielić swoją energią i z tego powodu powstała moja strona.
Nie po to, żeby się chwalić co ja takiego osiągnęłam, tylko po to, aby zainspirować innych i poznać inne punkty widzenia.
A ty odnalazłeś swój czas w życiu?
„Celem nie jest bycie lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego, kim samemu było się wcześniej”.
XIV Dalajlama
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
„Celem nie jest bycie lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego, kim samemu było się wcześniej”. – w punkt! 🙂
Będę śledzić Twojego bloga, już jest magiczny! A audio – WOW :)))) świetny pomysł i dodatkowo Twój głos uspokaja 🙂
Tego, co piszesz nie da się czytać ot tak. Temu trzeba poświęcić czas…
Basiu, zawsze możesz posłuchać 🙂