Wpis dostępny także w wersji audio

 

 

Od razu co przychodzi do głowy to „w biedzie”. I tak też bywa, ale ostatnio mam inne przemyślenia, że prawdziwych przyjaciół poznaje się wtedy, kiedy zaczynasz osiągać sukcesy.

Zacznijmy od tego kim według definicji jest przyjaciel?

Wg internetu:

„Często przyjacielem nazywamy kogoś, z kim spędzamy mnóstwo czasu i mamy podobne zainteresowania, pasje lub identyczne spojrzenie na świat. Przyjacielem może być też ktoś, z kim po prostu „dobrze się dogadujemy”, a także pomagamy sobie w trudnych chwilach. Często jest to po prostu osoba, z którą lubimy spędzać czas.”

„Przyjaciel zawsze mówi prawdę i dotrzymuje złożonych obietnic. Sprawiedliwie pomiędzy przyjaciółmi oznacza „po równo:, czyli po połowie albo zgodnie z potrzebami. Dobry przyjaciel słucha z uwagą, nie przerywa i nie wtrąca się ze swoimi przeżyciami.”

„Przyjaciel to osoba pozostająca z kimś w bliskich, serdecznych stosunkach lub osoba okazująca komuś lub czemuś swoją sympatię, sprzyjająca czemuś.”

„Prawdziwa przyjaźń ma głęboki wpływ na nasze życie. Opiera się na wzajemnym zaufaniu, wsparciu, szczerości, akceptacji i lojalności. Warto dążyć do rozwijania i utrzymywania prawdziwych przyjaźni, ponieważ są one fundamentem naszego dobrostanu emocjonalnego i szczęścia. Przyjaźń daje poczucie wsparcia i solidarności.”

Nie przywiązuję się do definicji, które ktoś kiedyś ustalił. Ważne dla mnie jest to, co czuję.

I mogę się zgodzić z tym co zamieściłam powyżej. Natomiast przyznam szczerze, że jestem dość rygorystyczna co do słowa „przyjaciel”, nie nadużywam go.
Moich przyjaciół mogłabym policzyć na palcach jednej ręki – tak jednej!
Nigdy nie uważałam, że trzeba mieć dużo przyjaciół, bo to weryfikuje mnie jako dobrego człowieka. Ale zależało mi na tym, aby przyjaciół mieć. Bywało różnie.
Jako młoda dziewczyna, która wchodziła w życie i poznawała świat trzymałam się mocno swoich „zasad”. Byłam pamiętliwa i jeśli ktoś mnie zranił to zrywałam kontakt albo byłam zdystansowana do tej relacji, nie miałam zaufania. Obrażałam się, strzelałam focha. Potem, z czasem, zaczęłam inaczej patrzeć. Jak zawsze – życie wiele weryfikuje.

Nie jestem już taka zasadnicza. Pamiętliwa jestem, ale nie rozwlekam tego, wiem, że wszystko jest po coś. Jedna relacja się kończy, inna zaczyna.

To prawda, że kiedy jesteśmy w przysłowiowej „biedzie” potrzebujemy wsparcia. Jedni bardziej, drudzy mniej. Potrzebujemy dobrego słowa, przytulenia, spontanicznej propozycji wyjazdu czy pójścia na ciacho. Każdy jest inny i czego innego potrzebuje. Przyjaciel powinien wiedzieć czego potrzebujemy w danej chwili.

A co dzieje się kiedy zaczynamy osiągać sukces i robimy coś, co kochamy? A jeszcze większy sprawdzian jest wtedy, kiedy osiągamy sukces w dziedzinie, w której nasz przyjaciel chciałby, ale nie osiągnął… No i tu zaczyna być… różnie 😉

Bo łatwiej jest pocieszyć kogoś w „biedzie”, kiedy posypała mu się relacja, stracił pracę bądź zachorował. Ale trudniej jest wtedy, kiedy wiedzie mu się lepiej od nas.

Oczywiście każdy z nas ma swoje doświadczenia, nie można generalizować.

W moim życiu są ludzie, niekoniecznie przyjaciele, którzy wspierają mnie dobrym słowem, cieszą się z moich życiowych sukcesów. Szczerze.

Ale są też tacy, którym z tym ciężko . Nie przejdzie im przez gardło dobre słowo, udają, że ich to nie obchodzi. Chcieli by tak żyć, ale się do tego nie przyznają.
Moje życie i to, co obecnie robię, nie jest usłane pasmem sukcesów. To ciężka, codzienna praca. Zawsze powtarzam – to w jakim miejscu jestem zawdzięczam swojej determinacji, chęci zmiany (a z tym u mnie ciężko), pracy nad sobą, wsparciu mojego Męża. Niejednokrotnie miewam chwile zastanowienia (nie zwątpienia), nie zawsze wszystko idzie po mojej myśli.
Wielką radość sprawia mi sukces moich przyjaciół/znajomych nawet wtedy, kiedy mi się w danej chwili „nie wiedzie”. Nauczyłam się tego, nie zawsze tak było. Zdarzało mi się zazdrościć i myśleć „dlaczego on/ona ma szczęście?”. Teraz zdarza mi się „zazdrościć” ale szczerze 🙂 Ostatnio znajomym, którzy zwiedzili Florydę powiedziałam, że cieszę się z ich spełnionego marzenia i szczerze zazdroszczę.

Odkąd jestem na drodze świadomego życia (tak wiem te słowa często powtarzam na moim blogu) zwracam uwagę na to, co mówię, w jaki sposób mówię i jakich słów używam. Dlaczego? Bo słowa mają moc! I nie raz się o tym przekonałam. Zazdroszcząc innym zamykasz się na przepływ energii, stawiasz blokadę. I może być to źródłem twoich niepowodzeń.

Pamiętam jak dziesięć lat temu powiedziałam w pracy, że odchodzę na rzecz „bycia w domu”. Wtedy ujrzałam cały wachlarz reakcji – szczerych i mniej szczerych, o pukaniu się w czoło nie wspomnę 😉

Jest mi miło, kiedy ktoś z moich znajomych napisze, że czyta bądź słucha moje wpisy, że mu pomagają, bo ma podobnie, że ogląda zdjęcia robione przeze mnie i je podziwia.
Ale wiem, że są też tacy, którzy podziwiają, ale tego nie powiedzą, nie napiszą.
Natomiast „śledzą” mnie w mediach społecznościowych 🙂 Może czekają na jakieś moje potknięcie?

Ostatnio czytając książkę Ewy Suarez natrafiłam na słowa, które idealnie obrazują takich ludzi:

„Na pewno masz w swoim gronie znajomych, którzy w mediach społecznościowych śledzą Twoje „stories”, ale nigdy nie reagują. To taki gość, który wchodzi oknem. Choć słowem się nie odezwał, w istocie dużo powiedział. Po co właściwie się fatygował, tracił czas? Tylko po to, żeby zaspokoić swoją ciekawość? Przyszedł w gości, ale nawet „dzień dobry” nie powiedział. Jakie wrażenie po sobie pozostawił? Wiesz, bo już nieraz ktoś złożył Ci taką wizytę.”

Wracając do przyjaciół. Uważam, że każdy z nas ma swoją definicję przyjaciela. Nie wiem czy jest ktoś, komu można powiedzieć WSZYSTKO. Ja tego nie doświadczyłam. Są sprawy, o których w ogóle nie mówię, nie czuję takiej potrzeby. Zostawiam dla Siebie.

Życzę sobie i Wam, żebyście mieli wokół siebie ludzi (nieważne jak ich nazwiecie), którzy wspierają zawsze – i w biedzie i w sukcesie.