„Niemcy, wiosna 1944 rok. Stefania Rudzka, dziewiętnastoletnia dziewczyna mieszkająca wówczas w okupowanej Łodzi, w wyniku łapanki trafia do obozu pracy o bardzo zaostrzonym rygorze. Tam poznaje Kazię. Wspólna niedola i walka o przetrwanie zbliżają do siebie kobiety. Potajemnie planują ucieczkę, choć pomysł wydaje się nierealny karkołomny to jednak w niedługim czasie pojawia się szansa na zrealizowanie planu. Droga do domu okazuje się długa, zawiła i bolesna. Przy życiu trzyma ją wiara, że jeszcze wróci do kraju, ujrzy najbliższych i ukochanego.” – opis z tylnej okładki

 

Książka Anny Stryjewskiej pokazała mi się gdzieś w internecie. Zawiesiłam na nią oko, a po przeczytaniu opisu na tylnej okładce postanowiłam ją kupić.

To kolejna książka w moich klimatach, czyli losy ludzi w czasach wojennych, powojennych.

Tu dotyczy już końca wojny i życia w Polsce powojennej. Ta opowieść bardzo przypomina mi serial „Dom”, który uwielbiam i przynajmniej raz w roku oglądam i zawsze na ostatnim odcinku płaczę, ale nie dlatego, że to koniec – ostatnia scena wzbudza we mnie emocje, które wyciskają łzy. Znacie?

Serial „Dom” to powojenne losy mieszkańców warszawskiej kamienicy przy ulicy Złotej, ich ból, rozterki, walka o przetrwanie, bo pomimo, że wojna się skończyła, to życie w powojennej Polsce nie należało do łatwych.
Czytając książkę Anny Stryjewskiej znalazłam wiele podobnych wątków – między innymi nadzieja głównej bohaterki Stefanii, że spotka ukochanego, czeka na znak, że on żyje. Poznaje mężczyznę, który się w niej zakochuje, ona z czasem odwzajemnia to uczucie, choć zawsze w jej sercu jest Feliks – jej miłość, to z nim planowała przyszłość.
Podobny wątek jest w serialu „Dom”.

Akcja „Łódzkiej przystani” toczy się w Łodzi, poznajemy nazwy ulic, różne miejsca. Saga rodzinna opisana przez Annę Stryjewską jest oparta na prawdziwych wydarzeniach:

„We wrześniu 2019 roku miałam przyjemność gościć w Kanadzie. Spotkałam tam wielu wspaniałych ludzi, których najbliżsi jeszcze w latach osiemdziesiątych XX wieku zostali zmuszeni do emigracji w tamte strony. Pewna niezwykła kobieta – Blanka – wyznała, że marzy o tym, aby ktoś spisał dzieje jej rodziny. Obiecałam, że spróbuję podjąć się tego wyzwania, choć wówczas jeszcze nie do końca czułam tę historie i znałam ją tylko szczątkowo.”

Uważam, że Anna Stryjewska bardzo dobrze poradziła sobie opisując historię tej rodziny. Książkę dobrze się czyta, szybko i na pewno miłośnikom takich klimatów przypadnie do gustu. Kolejna ludzka historia ocalona od zapomnienia…