O Simonie Kossak dowiedziałam się czytając książkę Anny Kamińskiej „Białowieża szeptem”. Zainteresowała mnie ta postać i z wielkim zaciekawieniem sięgnęłam po „Sagę Puszczy Białowieskiej”. Warto wspomnieć, że

„Simona Kossak była córką Jerzego, wnuczką Wojciecha i prawnuczką Juliusza – trzech malarzy batalistów rozmiłowanych w koniach, ojczystym krajobrazie i w polskiej historii. Była bratanicą poetki Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej oraz pisarki Magdaleny Samozwaniec. Jej stryjeczną babką była Zofia Kossak – Szczucka, autorka powieści historycznych.

„Obciążenie genetyczne”, odebrane wychowanie oraz przesiąknięcie wszechobecną w tej rodzinie miłością do zwierząt spowodowały, że zajmowanie się badaniem przyrody i publikowanie suchych prac naukowych nie wystarczały jej do szczęścia. Pełnię satysfakcji dała dopiero działalność popularyzatorska na rzecz ochrony przyrody.”

 

Książka jest wspaniałą wiedzą na temat Puszczy Białowieskiej,

w której Simona Kossak przeżyła trzydzieści lat. Czytając ją poznałam historię powstania Puszczy od czasów prehistorycznych. Widać, że autorka ma niesamowitą wiedzę i za to ją podziwiam, bo wszystko bardzo skrupulatnie opisała. Głównym przesłaniem wszystkich jej dzieł jest walka o Puszczę, aby nie była ona niszczona przez człowieka.
Niestety dziś to już pobożne życzenie…

 

„Wywożenie tysięcy pni z lasu naturalnego i sadzenie w rządkach sztucznie wyhodowanych sadzonek, by je po upływie określonego czasu wywieźć w postaci drewna – to nieuchronna śmierć puszczy. Żyje ona bowiem dopóty, dopóki wyrasta z prochów poprzednich pokoleń, a cykle narodzin i naturalnej śmierci trwają nieprzerwanie tysiące lat.”

 

Nie będę się teraz rozwodzić nad tym, że z wielkim bólem stwierdzam, iż ludzie dla pieniędzy są gotowi zrobić wszystko. Potrafią zniszczyć to, co mamy najpiękniejsze – naturę. Jeśli to się nie zmieni, zostaniemy z niczym. Pomimo bardzo rozwiniętej technologii nie przeżyjemy na Ziemi.

„Saga Puszczy Białowieskiej” jest dla mnie świadectwem tego, że są jeszcze ludzie, którym zależy na dobru przyrody, lecz niestety są w mniejszości.

Tacy ludzie zawsze będą dla mnie inspiracją. Dlatego sięgam po takie pozycje, z których wiele się uczę i staram się przekazywać tę wiedzę dalej.

 

„Z jednej bowiem strony środowisko uczonych w dalszym ciągu kładzie wielkie zasługi w propagowaniu idei ochrony przyrody i poznawaniu praw natury, z drugiej jednak, eksploatując swój warsztat pracy – Puszczę Białowieską, oddziałuje na nią destrukcyjnie. Jest wielkim nieporozumieniem przekonanie, że każdy, kto kończy studia przyrodnicze i znajduje zatrudnienie w placówce naukowej, gorąco miłuje rośliny i zwierzęta, a ich ochronę uważa za swój życiowy cel. Doświadczenie uczy, ze taka postawa dotyczy zdecydowanej mniejszości. Zbyt dużo bowiem znam osób z branży, które przyrodę traktują instrumentalnie, wyłącznie jako obiekt służący do osiągania kolejnych stopni naukowych, znam tez naukowców, dla których istoty żywe są interesujące dopiero w postaci preparatu lub okazu nabitego na szpilkę entomologiczną; znam i takich, którzy nie lubią, brzydzą się lub panicznie boją się wszystkich zwierząt, tak dzikich, jak i domowych.”