Wpis dostępny także w wersji audio.

 

Czy to w ogóle możliwe? Jak można być spokojnym, szczególnie teraz, w czasie „pandemii”? Piszę w cudzysłowie, bo uważam, że nie chodzi w tym całym zamieszaniu o pandemię (poza tym znaczenie tego słowa zostało mocno nadużyte), ale to odłóżmy teraz na bok. Nie wchodźmy w tę energię.

Czy można być spokojnym, kiedy dookoła zawierucha?

Odpowiem słowami Gandhiego „Przyszłość zależy od tego, co robisz dzisiaj”
Zatem – tak, można, ale na to się pracuje, czasem latami. Oczywiście jedni dłużej, inni krócej, nie ma na to reguły.  Życie nie jest stałą, ciągle się zmienia i nawet, jeśli przez dłuższy czas jest nam dobrze, przychodzi moment, kiedy musimy się zmierzyć z trudną sytuacją.

Kiedy ktoś mnie pyta „jak to robisz, że jesteś spokojna i emanuje od ciebie dobra energia?” odpowiadam, że to co teraz zbieram, to plony ziaren, które sieję od kilku lat.
Od momentu, kiedy postanowiłam zmienić swoje życie. Kiedy przyszedł moment, że nie czułam się szczęśliwa, bo choć miałam rodzinę i dom, to mało w nim bywałam – wychodziłam wcześnie rano i wracałam późnym popołudniem, byłam zmęczona i sfrustrowana. To „niebycie” w domu bardzo mnie męczyło.
Większość moich wpisów na blogu nawiązuje do tego, bo właściwie jest to temat przewodni „jak odnalazłam swój czas w życiu”.

Dokonałam zmian i dzięki temu odnalazłam spokój, który jest niezbędny, a niektórzy nie potrafią go w sobie odnaleźć.

Oczywiście, że na zmiany zawsze jest dobry moment, ale warto mieć to na uwadze, że nic nie dzieje się z dnia na dzień. Ja, pomimo, że dużo zmieniłam, to nadal się uczę i układam swoje życiowe puzzle. Pisałam o tym nie raz, ale wiem, że nie każdy wraca do starych wpisów, a czasem warto. One nadal są aktualne.

Jakie są moje metody na łapanie równowagi w zwariowanych czasach?

Przede wszystkim dzięki pracy, jaką wykonałam odnośnie siebie – nie pozwalam się sobie nakręcać, zdarza się, że nagle coś mnie poruszy, ale nie rozpędzam się, wiem kiedy mam przestać. I wtedy:

albo wsiadam na rower i jadę przed siebie. Mam to szczęście, że do lasu, na łąki i pola mam blisko. Codziennie za to dziękuję. Ale uwierzcie mi, że są ludzie, którzy mają takie rzeczy pod nosem, a tego nie doceniają. Wśród natury oddycham pełną piersią, od razu czuję spokój, radość, nie popadam w defetyzm, wzruszam się na widok spotkanych saren, żurawi, kruka, bociana. Wzrusza mnie szumiący las i trawa pod stopami.
Wychodzę z domu, kiedy tylko poczuję taką potrzebę, dzięki temu jestem zdrowa psychicznie i fizycznie.

Uważam, że nikt nie ma prawa zabierać nam czegoś, co jest potrzebne do prawidłowego funkcjonowania, siedzenie w domu z pewnością nie jest dobre dla naszego zdrowia.

albo włączam film (korzystam z platformy Netflix i VOD), który jest pozytywny, powiedziałabym neutralny, prosty, ale wprowadza w dobry nastrój. Bardzo lubię stare, polskie filmy, które na VOD można obejrzeć za darmo. Telewizji nie oglądam i nie będę się nad tym rozpisywać, ale to też moja metoda na zachowanie spokoju. Tam nie ma pozytywnych treści – są treści, które wprowadzają lęk, niepokój i napędzają konsumpcjonizm.

albo robię kilka oddechów i na nich się skupiam, słucham tego, co ma do powiedzenia moje ciało.

albo czytam pozytywne treści, które zamiast napędzać lawinę strachu, są przyjazne i otulają spokojem. Dla mnie są to najczęściej treści Agnieszki Maciąg (często wracam do jej książek) oraz treści Ani Ras Menet.

Ostatnio też zrezygnowałam ze śledzenia informacji w necie odnośnie bieżącej sytuacji, niektórzy moi znajomi wiedzą, czego mają mi nie wysyłać, bo zakomunikowałam im to. Jeśli komuś zdarzy się coś wysłać, nie otwieram tego, choć czasem nagłówek kusi, nie powiem.

Ale słucham mojego serca, które mówi „nie otwieraj tego, nie jest ci to potrzebne”.

Codziennie też dbam o wysokie wibracje, od kilku lat rano słucham/śpiewam mantry. Dlaczego podnoszenie wibracji jest tak ważne? Bo wtedy nie dopadają nas niskie energie. Kiedy podczas śpiewania mantr podłączamy się do boskiego źródła, ufamy i dajemy się prowadzić. Nie popadamy w lęki i niepokoje (czarne wizje), bo wiemy, że wszystko jest po coś i zawsze dostajemy to, co jest nam potrzebne. Tak, wiem, że teraz przypłynie fala głosów „jak coś złego może być potrzebne?”. Tak to już jest, że aby człowiek coś zmienił w swoim życiu najczęściej dostaje trudną sytuację do przerobienia – rozpad związku, utrata pracy, choroba.

W każdej takiej sytuacji należy zadać sobie pytanie „czego ta sytuacja ma mnie nauczyć?” a nie „dlaczego mnie to spotkało?”

I wiem o czym piszę, bo trudne sytuacje mnie w życiu spotkały (straciłam pracę, mój tato zmarł na raka, przez większość życia nosiłam w sobie uraz do bliskiej osoby, która mocno mnie zraniła, w związku z czym dopadła mnie też choroba). Pisałam o tym tu.

Warto dodać, że wirusy wibrują na niskich częstotliwościach, więc jeśli my wibrujemy również na niskich, to wiadomo jaki może być tego efekt.
Niskie wibracje mają między innymi: ból, strach, uraza, rozdrażnienie, złość, duma, porzucenie, uczucie wyższości.
A wysokie wibracje mają: dziękowanie, wdzięczność, współczucie, miłość bezwarunkowa, hojność.

Podnoszenie wibracji powinno odbywać się codziennie, nie raz w tygodniu czy rzadziej, to jest jak higiena, jak codzienne mycie zębów. Kiedy zaczniemy to robić (najlepiej o stałej porze i z rana) zobaczymy, że to działa, nie będziemy myśleć o tym, aby przestać.  

W utrzymaniu ogólnego spokoju pomaga mi też świadomość, że wiem jak funkcjonuje ten świat (dlatego też obecna sytuacja nie zaskoczyła mnie jakoś bardzo).
Pomogły mi to zrozumieć książki i filmy, o których też już wspominałam na blogu.
Są to książka „Przechytrzyć diabła” Napoleona Hilla oraz film dostępny online „Zeitgeist – duch epoki”.

Podczas warsztatów „Droga do siebie”, które prowadziłam z Magdą i Basią pod koniec lutego 2020 roku powiedziałam, że będąc na drodze świadomego życia zrozumiałam, że ważne są: akceptacja, wdzięczność, przebaczenie a co za tym idzie miłość do samego siebie a potem do innych.

Nie będziesz kochać innych, jak nie ukochasz samego siebie.

Akceptacja tego co przynosi życie, bo wszystko jest po coś i zawsze są dobre strony nawet patowej sytuacji.

Wdzięczność za to, co mam. Nie skupiam się na tym, czego mi brakuje. Dziękuję codziennie za zdrowie moje i moich najbliższych, za dach nad głową, za ciepłe łóżko, za to, że mogę zrobić zakupy i ugotować pyszny obiad, za słońce, deszcz… mogłabym wymieniać.

Przebaczenie – jak wspomniałam przebaczyłam bliskiej osobie, która raniła mnie od lat, nie rozumiałam dlaczego, użalałam się nad sobą… śmierć mojego taty otworzyła mi oczy i przyniosła rozwiązanie. Siła przebaczenia jest wielka, naprawdę. Uzdrowiłam siebie.

Miłość do siebie i do innych – nawet w tej trudnej sytuacji jaka jest teraz, nie oceniam nikogo. Czasem czytam bądź słyszę, jak ktoś mówi „nie mogę znieść tej ludzkiej ignorancji, nieodpowiedzialności, to jest przerażające”.

Nie skupiajmy się na innych! To obniża nasze wibracje. Ludzie teraz są zagubieni, a ci niskowibracyjni mają naprawdę ciężko.

Na cały ten spokój, który jest we mnie pracuję codziennie, składają się na niego drobne zachowania. Na przykład, kiedy prowadzę auto nie denerwuję się stojąc w korku, nie trąbię na innych, kiedy nagle zgaśnie im auto albo jadą zbyt wolno (jeżdżę kilka lat i nie użyłam jeszcze klaksonu). Bardzo lubię przepuszczać innych kierowców, kiedy ja mam pierwszeństwo. Cieszę się, kiedy oni się cieszą i dziękują, bo myślę sobie, że może to jest jedna z niewielu dobrych rzeczy, która ich dziś spotkała i przyczyniłam się do uśmiechu na ich twarzy, a poza tym wierzę, że kiedy ja będę w tej sytuacji mnie też ktoś przepuści 🙂

Staram się nie dopuszczać do siebie osób niskowibracyjnych, unikam ich w miarę możliwości. Czasem mam takie osoby w gronie swoich znajomych.
Oczyszczam energetycznie przestrzeń, w której mieszkam – robię to przy pomocy białej szałwii. Ostatnio także zgłębiam temat kamieni szlachetnych i minerałów i wspieram się nimi – noszę jako biżuterię na sobie, mam w torebce. Posiadam także orgonity, które neutralizują i harmonizują energię w swoim otoczeniu. Robię wszystko, aby nie przyjmować chemicznych lekarstw, antybiotyków (wzmacniam odporność naturalnymi sposobami, pamiętając, że lęk obniża odporność), kiedy mam potrzebę korzystam z pomocy osteopaty, fizjoterapeuty, którzy mają holistyczne podejście do człowieka.
Nie odrzucam całkowicie medycyny akademickiej (również z niej korzystam), ale niestety mało jest lekarzy, którzy podchodzą do człowieka holistycznie i leczą przyczynę a nie skutki.

 

 

 

„Największe bogactwo leży w nas samych. Musimy jedynie sięgnąć do swoich zasobów, a znajdziemy tam diamenty. Jeśli tylko zaczniesz szukać własnej kopalni diamentów, z pewnością ją znajdziesz. Musisz po prostu zwracać uwagę na możliwości, które codziennie napotykasz na swej drodze, i korzystać z tego, co życie podsuwa ci w tej chwili. To, czego szukasz, masz już w sobie”.

                                           Dominik Spenst