Pamiętam taki obraz z mojego życia – mam jakieś siedemnaście lat, mieszkam z rodzicami w bloku. Piętro niżej starszy o dwa lata ode mnie sąsiad wałkuje od kilku dni piosenkę, która wpada mi w ucho. Początkowo myślałam, że śpiewa to zespół A-ha (kto pamięta 😉) ale potem okazało się, to U2, a wspomniany utwór to „With or without you”.
Tak zaczęła się moja przygoda z muzyką irlandzkiego zespołu rockowego. Jak się w coś angażuję to na maxa, więc tak było też tym razem. Po jakimś czasie wiedziałam kto jest kim w zespole, jak ma na imię, nazwisko, kiedy się urodził – dodam, że były to lata 90-te XX wieku i nie było Google 😊

Ale były gazety, audycje radiowe, programy muzyczne w telewizji no i książki 😊

Zakochałam się w tej muzyce i też namiętnie ją wałkowałam. Kiedy słucham piosenek ważna jest dla mnie treść, o czym ktoś śpiewa, jakie utwór ma przesłanie. W U2 doceniam, że nie są zespołem, który zdobył popularność dzięki skandalom i z tego jest kojarzony.

Moim marzeniem było mieć dyskografię U2 (wówczas w postaci płyt CD), po części zrealizowałam to marzenie (do płyty Achtung Baby), ale potem mi przeszło. Znałam tytuły płyt, utwory. Mam kasety VHS z nagraniami z tras koncertowych. Ten wpis to takie moje wspomnienia z lat młodości, które darzę sentymentem…

Moim kolejnym marzeniem było uczestnictwo w koncercie… Spełniłam je dwukrotnie. Niestety za pierwszym razem, kiedy U2 było w Polsce w 1997 roku, pracowałam już i nie mogłam wziąć w tym czasie urlopu – bycie na koncercie wiązało się z wyjazdem do innego miasta. Na szczęście byli jeszcze w Polsce dwa razy – w 2005 roku i 2009 roku. Oczywiście wspomnienia z koncertów niesamowite i będą ze mną do końca życia.

W swoich zbiorach książkowych mam dwie książki o Bono, ale napisane przez innych autorów. „Surrender” to książka napisana przez samego Bono. Osobista, obszerna (ok. 600 stron), takie chyba podsumowanie dotychczasowego życia przez dojrzałego mężczyznę.
Jak już wspomniałam szanuję U2 za to, że nie czerpią satysfakcji ze skandali i rzadko mają w nich udział. Obecnie nie śledzę ich poczynań jak za moich młodych lat, lubię wracać do starych utworów, które są ponadczasowe.

Szanuję to, że są wierni swoim zasadom, wartościom i nie łamią ich pod wpływem korzyści materialnych, bo w młodości dali sobie obietnicę „nigdy nie sprzedamy naszej muzyki za wygodne życie.”

„Jeśli jakaś piosenka przerosła nasze oczekiwania, to właśnie „ Where the Streets Have No Name”. (…)
Te słowa powstały w jadłodajni w głodującej Etiopii, dlatego tak dziwne wydaje się, że piętnaście lat później producent samochodów zaproponował nam dwadzieścia trzy miliony dolarów za wykorzystanie Streets w reklamie. Nie powiem, że nas to nie kusiło. Ale nie tak długo. Było to obrzydliwie dużo kasy, zwłaszcza, że mogliśmy ją przeznaczyć na jakiś dobry cel, ale ostatecznie na naszej decyzji zaważyły słowa naszego przyjaciela i orędownika, Jimmy’ego Iovine’a, który powiedział: Możecie przyjąć tę propozycję. Ale musicie się przygotować na to, że zamiast Boga, który przechodzi przez salę, będziecie grali tę piosenkę z reklamy samochodów”

W „Surrender” Bono opowiada o początkach zespołu, które jak to zazwyczaj bywa, łatwe nie były, ale wytrwałość popłaca.

„26 lutego 1980 roku do wielkiej areny mógł wejść każdy, kto miał choćby kilka pensów. Koncert szybko przerodził się w darmowy i na widowni pojawili się najróżniejsi ludzie. Osoby nieco nami zainteresowane, osoby kompletnie niezainteresowane, osoby, które nigdy o nas nie słyszały, ludzie bez stałego miejsca zamieszkania szukający ciepłego schronienia, wreszcie tacy, którym zależało jedynie na obejrzeniu naszej porażki.”

 

Przeczytałam tę książkę z ciekawością, najmniej zainteresowana jestem działalnością polityczną Bono i jego kontaktami z wpływowymi ludźmi tego świata, ale zdaję sobie sprawę, że bycie sławnym nie jest łatwe i czasem trzeba się pokazać w niektórych miejscach. Nie oceniam tego, bo nie znam powodów.
Książka moim zdaniem może być ciekawa nie tylko dla fanów U2 czy samego Bono. Można z niej wydobyć wiele dla siebie – przynajmniej ja tak robię. I jak zawsze kilka cytatów, które zaznaczyłam podczas czytania – dla mnie wartościowych:

„Robienie rzeczy po swojemu bywa kosztowne”

„Część artystów zawsze była obojętna wobec tego, jak ich sztuka jest prezentowana na świecie, ale nasz zespół nie należy do tych, którym jest wszystko jedno. Nam nie jest wszystko jedno. A kiedy dbasz o swoje dzieło, dbasz również o sposób jego prezentacji: kto będzie cię reprezentował, gdzie zostanie puszczona twoja piosenka.”

I wreszcie słowa, które należą do egipskiego działacza Waela Ghonima, a które przytoczył Bono w swojej książce:

„Władza ludzi jest znacznie większa niż ludzie u władzy”

Pamiętajcie o tym!