To druga książka Marka Tarana. Pierwszą również czytałam i również jest w Książkowych inspiracjach na moim blogu tu 

Nie miejcie uprzedzeń co do tytułu! Bo najważniejsze to zrozumieć kim jest ladacznica i dlaczego komuś zależało na tym, aby to słowo miało pejoratywne znaczenie. Podobnie jak z wiedźmą – teraz już coraz więcej ludzi ma świadomość, że wiedźma to ta, która wie, ma wiedzę, a nie ta która sieje nieprawdę, zajmuje się czarną magią i trzeba ją spalić na stosie.

Marka Tarana i jego wiedzę na temat kobiecej mocy poznałam w dość trudnym czasie dla wszystkich a na pewno dla większości – w czasie tzw. „pandemii”.

Najpierw zaczęłam słuchać wykładów Marka online, potem miałam przyjemność posłuchać go na żywo i zamienić z nim kilka słów.
To o czym mówi Marek Taran – socjolog, pedagog i religioznawca w większości czułam od zawsze. Ale w pewnym momencie mojego życia zostało to stłumione, wyciszone. Dlaczego w większości? Bo otwarcie i szczerze przyznaję, że nie czuję wszystkiego o czym Marek mówi.

Życie nauczyło mnie, że przestałam używać słowa „wierzę”. Używam „czuję”.
Nie mam do siebie pretensji o to, że nie wszystko do mnie przemawia, po prostu nie podchodzę bezmyślnie, nie jestem zaślepiona i nie łykam wszystkiego jak przysłowiowy pelikan. Może na chwilę obecną czegoś nie czuję, może nie rozumiem, a może to Marek się myli? Chodzi o to, jak odbieram daną książkę czy wykład.
Czy chwyta mnie za serce tak po prostu, nie pod wpływem czegoś. Na przykład pod wpływem innych ludzi, mediów społecznościowych, większości. Wielokrotnie wspominam, że jak coś jest na fali i wszyscy o tym mówią ja sceptycznie do tego podchodzę i się przyglądam. Chyba łatwo zauważyć, że na moim blogu rzadko są książki, które w danym momencie są na fali.

„Zmierzając ku sobie, zaczynasz unikać wszystkiego, co „stadne”. Nie kieruje tobą „owczy pęd” i być może powoli stajesz się „czarną owcą”. Uśmiechasz się do siebie ze zrozumieniem i miłością na wspomnienie wszystkich „świętych”, „apostołów światła”, „cudownych uzdrowicieli”, „wybrańców”, „guru”, którzy stanęli kiedykolwiek na twojej drodze, aby cię „zbawić”.

Marek Taran wielokrotnie w swoich wykładach wspomina o religii (każdej) – czym jest i po co została stworzona:

„Samo słowo „religia” pochodzi od łacińskiego religare – związać, związywać. (…) Podobnie słowo islam tłumaczy się jako poddanie się woli boga. Jeszcze ciekawsze jest sięgnięcie do pojęć funkcjonujących w Sumerze. Przykładowo RE-LI-GI-U oznacza „trenowanie owiec”, „korzystanie z tablic, które kontrolują owce”.

Ja to czuję, choć kiedyś byłam związana (z) religią.

Jestem na takim etapie swojego życia, że niewiele rzeczy może mnie zaskoczyć. Ostatni czas pokazał, że „teorie spiskowe” nazywane tak przez ignorantów się spełniają 🙂 Wiem, że jeszcze wiele odkryć przede mną.
Ale dosyć mocno wstrząsnęło mną to, co przeczytałam w książce Marka o ludziach, którzy nazywani są ojcami kościoła i przez których podobno przemawiał sam bóg. To, co głosili o kobietach jest dla mnie nie do zaakceptowania. To byli między innymi: Święty Paweł, Jan Chryzostom, Święty Augustyn, Franciszek z Asyżu, Tomasz z Akwinu, Papież Pius II… Włos jeży się na głowie i mnie kobietę/ladacznicę boli to bardzo. Ale wiem czemu to robili, dlatego tym bardziej cieszę się, że nie jestem ślepo związana z żadną religią.

„Serce nie potrzebuje rytuałów i obrzędów, skomplikowanych metod i technik, gdyż wszystko jest naturalną konsekwencją odkrywania Siebie, po swojemu i w swoim czasie – indywidualnie.”