Wpis dostępny także w wersji audio.
Jestem drugim dzieckiem moich rodziców, mam siostrę, więc plan był taki, że miałam być chłopcem – Pawełkiem. Chłopcem nie jestem, ale jako małe dziecko ciągnęło mnie zarówno do lalek, jak i do samochodów (ku uciesze mojego Taty). Lubiłam zaglądać pod maskę naszego auta, wiedziałam, gdzie jest akumulator, chłodnica, nie miałam i nadal nie mam problemów z rozpoznaniem marek aut.
Pamiętam taką sytuację, jak siedziałam na przystanku z moją trzyletnią córką, która miała wtedy „fazę” na pytania: „a jakie auto teraz jedzie?” Odpowiadałam bezbłędnie, co było zaskoczeniem dla obok siedzącego pana…
Wracając do dzieciństwa, urodziłam się pod koniec lat siedemdziesiątych, zabawki w sklepie były luksusem, często moi rodzice kilka razy jeździli do sklepu, aby coś dostać.
Pamiętam, jak zapragnęłam mieć samochód na baterie, nie zdalnie sterowany, który był wtedy nieosiągalnym dla mnie marzeniem, ale taki którym się sterowało na kabelku i sam jeździł.
Marzenie się spełniło: dostałam karetkę pogotowia ze świecącym kogutem i dźwiękiem!
W swojej „samochodowej kolekcji” miałam też resoraki firmy Matchbox. Tato przynosił mi też od kolegów, którzy jeździli do Niemiec różne prospekty, plakaty z samochodami, które wieszałam na ścianie.
Ale miało być o Tacie…
Ten tekst od dawna siedzi w mojej głowie, nie jest mi łatwo go pisać.
Byłam córeczką tatusia, głównie chyba ze względu na moje zainteresowania motoryzacyjne, lubiłam też patrzeć jak naprawia coś w domu, znałam wszystkie jego narzędzia i czasem ich używałam.
Największą pasją mojego Taty była gra na akordeonie.
Zaczął grać jako młody chłopak, potem dorabiał w ten sposób grając w zespole na weselach i różnych imprezach. Nie było u nas imprezy rodzinnej bez akordeonu.
Znam wszystkie piosenki, jakie śpiewał mój Tato.
Jego ulubiona to „Kolorowe jarmarki”. Zresztą Tato podśpiewywał sobie często w domu. Jego rodzice także mieli zdolności wokalne, więc można sobie wyobrazić, że na uroczystościach rodzinnych było wesoło.
Jak każdy miał także wady – był cholerykiem, szybko oceniał ludzi i to komentował – „co na ślinie to na języku”. Niestety często zrażał tym do siebie ludzi, którzy zrywali z nim kontakt. Przeciwieństwem jest moja Mama, która zanim coś powie, to pomyśli, pewnie dlatego udało im się przeżyć wspólnie czterdzieści pięć lat… Zwracałam mu uwagę, żeby tak nie postępował, ale nie potrafił tego zmienić.
Teraz pamiętam tylko te dobre chwile, jego donośny głos i śmiech, jego śpiew i mam przed oczami moment, kiedy Jego serce przestało bić.
Nie ma go z nami od października 2013 roku. Przez całe życie dbał o siebie, robił regularnie badania. Niestety w ciągu sześciu miesięcy nowotwór złośliwy zniszczył jego organizm i wygrał.
Tato zmarł na moich oczach, w domu, przy najbliższej rodzinie. Od tamtej pory nic już nie jest takie, jak wtedy, gdy był z nami.
Kiedy odwiedzam mamę w domu, w którym mieszkałam ponad trzydzieści lat, ciężko mi uwierzyć, że go tam nie ma. To już nie jest tamten dom, wiem, jest inny, ale ciężko to sobie wytłumaczyć. Powtarzam sobie: „czas leczy rany”, mam nadzieję, że tak też będzie w tym przypadku.
Słowa, które teraz cisną się na usta to „Brakuje mi Ciebie Tato”…
Pasjonatka świadomego życia i dobrej książki. Menedżer domu, lubi pisać o tym, co przynosi życie i fotografuje uciekające chwile. Relaksuje się na rowerze i na łonie natury.
Szacunek dla Twoich zdolności motoryzacyjnych, ja mam problem z odroznieniem mercedesa od audi ???????? To piękne w jaki sposób opowiadasz o swoim Tacie…tak ciepło, naturalnie. Można poczuć łączącą Was więź.. wzruszyłam się Twoim tekstem ❤???? Wierzę, że on cały czas jest blisko Ciebie.
Dziękuję ????
Piękne wspomnienia
Dziękuję za szczery tekst. I gdzieś rozumiem potrzebę napisania jego, mnie samej zajęło trochę czasu żeby literacko pożegnać się z moim Tatą. Choć tak naprawdę ta tęsknota jest ze mną zawsze.
To nie jest łatwy temat do przerobienia. Tęsknota będzie zawsze…
[…] można usłyszeć od najgorszego wroga. Ten tekst jest dla mnie trudny (podobnie jak tekst o moim Tacie). Ale traktuję go trochę jako […]