Kevin_Richardson_Zaklinacz_lwow

 

Kiedyś na kanale Nat Geo Wild zobaczyłam film, w którym człowiek przytula się do lwów. I nie jest to przedstawienie w cyrku, tylko sceneria w plenerze.
Kevin Richardson (bo o nim mowa) spędza czas z lwami – opiekuje się nimi w rezerwacie w RPA, chodzi z nimi, wyleguje się w słońcu. Niesamowite wrażenie robi wielka łapa spoczywająca na człowieku czy  wielka ziewająca paszcza. Wszyscy (zarówno człowiek jak i lwy) są zadowoleni i widać błogi spokój, wygląda to jakby Kevin należał do stada. I tak jest.

Zaczęłam szukać filmów z ich udziałem na YouTubie i natknęłam się na informację, że jest także książka opisująca tą niesamowitą przyjaźń. Kojarzę jak w jednym z filmów Kevin opowiada, że jak lwy liżą jego rękę swoim szorstkim językiem, to czasem ma rany na ciele. A one w ten sposób okazują mu sympatię. Oczywiście zdarzyło się, że został poturbowany przez zwierzę, ale jak sam twierdzi, z jego nieostrożności.
Z biegiem czasu nauczył się, że lwy też mają gorsze dni i nie mają ochoty na towarzystwo. Doskonale dogaduje się też z hienami.

W książce autor zdradza fakty na temat swojego dzieciństwa, które nie było łatwe, szczególnie dla jego matki – był bardzo, bardzo niepokornym nastolatkiem. Ale kochał zwierzęta, zawsze przynosił jakieś do domu.

Oglądając filmy i czytając książkę stwierdzam, że Kevin doskonale czuje się w towarzystwie zwierząt, rozumie je i kocha. Los skierował go do rezerwatu lwów i tam odkrył, że może się z nimi zaprzyjaźnić.
Największe wrażenie zrobił na mnie filmik, na którym lwica urodziła młode i wielką łapą podsuwa Kevinowi, aby je obejrzał… Dla mnie scena bardzo wzruszająca.
Kevin nauczył też jedną lwicę pływać, w książce jest dużo pięknych fotografii tych wspaniałych zwierząt. Ale nie tylko o pięknych chwilach możemy przeczytać w książce – Kevin walczy także o prawa zwierząt – włos zjeżył mi się na głowie, jak przeczytałam, że do rezerwatu przyjeżdżają „bogaci ludzie” i dla nich specjalnie jest wypuszczany lew, na którego polują. Napisałam bogaci w cudzysłowie, bo dla mnie nie liczy się stan konta, ale to, co mamy w sercu i co dajemy od siebie.
Dla mnie są po prostu biedni i współczuję, że w taki sposób muszą się dowartościować. W ten sposób karmią swoje wygłodniałe ego.

„Zaklinacz lwów” to wspaniała historia, dająca do myślenia – szanujmy naszych braci i dbajmy o ich dobro.

Nie wyobrażam sobie, że na drzewie nie śpiewają ptaki, nie wyobrażam sobie domu bez tulącego się do mnie kota czy szczekającego psa. Zwierzę nigdy nie zrobi nam krzywdy z jakiejś chorej zawiści czy zazdrości, ludzie niestety tak potrafią.

Przy okazji tematu lwów chciałam polecić Wam także film „Lew o imieniu Christian” – historia przyjaciół z Anglii, którzy pod koniec lat sześćdziesiątych kupili w sklepie zoologicznym małe lwiątko. Była to niezbyt odpowiedzialna decyzja, nie wspominając o tym, że można było tak po prostu kupić lwa. Z czasem potrzeby lwa stawały się coraz większe, więc postanowili wywieźć go do rezerwatu w Kenii. Po roku odwiedzili go i lew witał się z nimi jak z przyjaciółmi – piękna i również wzruszająca scena.
A tu fragment książki „Zaklinacz lwów”:

„W RPA, a dzięki internetowi i filmom dokumentalnym także na całym świecie, nadal nie brakuje ludzi, którzy z niedowierzaniem patrzą na moje kontakty z lwami. Wolą wierzyć, że robię jakieś sztuczki albo że w istocie nic mnie z tymi zwierzętami nie łączy. Ci sami ludzie powtarzają, że któregoś dnia moje zwierzęta przyniosą mi zgubę. Tak jak napisałem, jeśli nawet rzeczywiście zginąłbym w takich okolicznościach, a dobry Bóg dałby mi  jeszcze jedną szansę na przeżycie ostatnich dziesięciu lat i dokonanie innych wyborów – nie zmieniłbym niczego. Od dnia, w którym ojciec przyniósł do domu malutkiego kotka porzuconego na wysypisku, zwierzęta były dla mnie bardzo ważne. Pomogły mi wydorośleć i nauczyły wielu rzeczy o świecie i o tym, jak należy postępować. Mam nadzieję, że odegrałem w ich życiu równie doniosłą rolę, jak one w moim.”